wtorek, 28 kwietnia 2009

Wkręcona w spirale...

Na początek fotka z dedykacją dla Matki Boskiej Macicznej.
Pantera upolowała dzika:



Miniony zapiątek* był przecudowny. Obfitował w słońce, soczystą zieloność pól i kwiecistość łąk, rajd rowerowy (ale z zamiarami mierzonymi na siły ^__^) i czas na robótki na wolnym powietrzu.

A działo się to z włóczki Idun (norweska, 100% wełny, 125m/50g), dorwanej w mojej ulubionej pasmanterii. Zapwne nigdy już na nią nie trafię. Ale co wyszperałam, to moje. Włóczka jest luźno skręcona, w odcieniu (?) "sól i pieprz", lekko sztywna. Dlatego też sugerowana przez Rene zabawa z fakturami w zamian za łączenie kolorów (i zabawę we wciąganie nitek) raczej nie będzie wyglądała wystarczająco efektownie. Spirale, ktorych rozplanowanie na swetrze zajęło mi tyle czasu i energii, zaginęłyby między oczkami.

No, tak to wygląda z przodu...


...i z bliska. Dopiero w tak zwanym trakcie wychodzi, jak wzór powinien być robiony. Może mam po prostu za mało doświadczenia w tych klockach. Niemniej pruć trzeci raz nie będę.

*)-Zapiątek to ponoć staropolska nazwa łikędu (albo łikiendu, jak mawia pani, wpadająca czasem posprzątać w biurze). Na ile staropolska i na ile jest to rzeczywiście nazwa (a nie wymysł szalonego polonizatora), niestety, nie wiem...

2 komentarze:

  1. "Zapiątek" szalenie mi się podoba i pozwolisz, że sobie tę nazwę zapożyczę. A takie okazje zawsze trzeba łapać, włóczka ma prześliczny kolor. Pozdrawiam cieplutko.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ooooo, Marlenka :) Wróciła do domu czy dalej jest w Sarnakach? Może ja z nią pogadam i nie będzie już lać pod wannę? Bo moje przestały:)

    OdpowiedzUsuń