poniedziałek, 18 maja 2009

Nowy tydzień, nowe etapy...

Dzisiejszy post będzie raczej fotograficzny, bo wciąż dochodzę do siebie po zapiątku.
Ma być o nowych etapach, więc proszę bardzo. Pomimo licznych innych absorbujacych zajeć zawsze znajdzie się chwila na przerobienie choćby kilku oczek. Tak więc wrak statku objawia się moim ( a teraz i waszym ) oczom w coraz bardziej konkretnym kształcie.



Dzierganie z włókna dziewiarskiego ma swoje zalety oraz wady. Zdecydowaną wadą jest ciężar i rozmiar szpuli, co powoduje, że nie można robótki ze sobą ciągać po srodkach komunikacji, ani tym bardziej nie da się jej ukryć pod biurkiem w pracy.
Ale można też właczyć pozytywne myślenie i stwierdzic, że taka wielka szpula wełny z pewnością nigdy się nie skończy, a już z pewnoscią nie przed końcem robótki. Więc sobie człowiek dzierga w ogólnym poczuciu bezpieczństwa, podbudowanym dodatkowo perspektywą, że nie będzie trzeba wplatać końcówek, że można z jednego kawałka...
Dupa, że tak powiem.

W piątek z najwyższym zdumieniem odkryłam w przędzy dziewiarskiej supeł. Hę?!



Ale nie było to zdarzenie mogące odciagnąć mnie od dalszego dziergania. Skończyłam etap z liśćmi i skończyła się, proszę państwa, ośla łączka. Zaczął się hardkor.



W przepisie na szal uwzględniono bowiem wplatanie koralików. Kiedy zabierałam się za dzierganie projektu, pomyślałam, że to w sumie nic takiego. Trochę będzie upierdliwości przy przesuwaniu metra koraliów, ale czego to nasze matki i babki nie przeżyły, nie będę sie rozczulać nad sobą. Na zdjęciu powyżej są koraliki o większej średnicy.
Tak.
Nawlekłam metr tych mikroskopijnych. Bo mi większe zbyt topornie wyglądały.
Jak łatwo się domyślić, małe koraliki przesuwa się po włóczce dużo trudniej, niż duże.
Przy okazji pragnę wyrazić wdzięczność Ogarniętej Włóczkomanią, która przez swój post o niekonwencjonalnym wykorzystaniu rozmaitych przedmiotów natchnęła mnie rozwiazaniem mojego problemu:



Tempo dziergania spadło, ale się nie poddaje. W ogóle jakieś dziwne ciśnienie mam na ten projekt. Ciekawa jestem, jak wyjdzie...

W nowy etap weszła knajpa, która wprawdzie nie jest jeszcze oficjalnie czynna, ale, z uwagi na stan techniczny może już pełnić niektóre funkcje (np. zaplecza dla wydarzeń kulturalnych).




Przedstawiam zdjęcia jeszcze z etapu remontowego, bo w sobotę nie miałam ani czasu, ani siły, by jakąś zgrabną fotografię sporządzić.

Ostatnie sprzątanie...



Oprawianie plakatów...




Zapraszam w czerwcu ^__^


Persjanko, jestem aktywna, póki mogę. Moja praca nie jest bardzo wyczerpująca, dzieci się jeszcze nie dorobiłam i chyba nie jestem typową gospodynią domową (zdarza mi się olewać niektóre "obowiązki", jak na przykłąd gotowanie czy sprzątanie). Stąd mam wiecej czasu na takie właśnie różne "zajęcia w podgrupach".
Edi-BK, oto fotka włóczki mało znanego polskiego producenta. Jakieś 270 m na motek.
Z przeznaczeniem na zwiewny szal (już teraz wiem, że z koralikami, bo przy okazji bordowego ustrojstwa zakupiłam ogromne ilości koralików...)




4 komentarze:

  1. Pełna podziwu patrzę jak powstaje ten piękny wrak... a, że znad morza jestem, to na wrakach statków sie znam.... ;-)))

    OdpowiedzUsuń
  2. ten producent ma fajne wloczki..tej nie znam ale mialam dive i cos tam jeszcze...nawlekanie koralikow hmm,,podziwiam cierpliwosc...czekam na koncowy efekt bo juz mi sie podoba:)pozdrawiam ania

    OdpowiedzUsuń
  3. Faktycznie lecisz z tym wrakiem aż miło wiec dalej kibicuję zawzięcie. Dziękuję za namiary na moher , bardzo mi się kolor podoba. Pozdrawiam cieplutko.

    OdpowiedzUsuń
  4. Supły są kompletnie wkurzające, niedawno w jednym motku miałam chyba 6 czy 7 połączeń!...
    Śliczny kolor wybrałaś. ^^

    OdpowiedzUsuń