sobota, 17 kwietnia 2010

Papuga opierzona

Dziś krótko i sprawozdawczo: Clapotis alias Papuga skończony, obnoszony i obfotografowany.

W tle świeża wiosenna zieleń w Parku Praskim w Warszawie.

piątek, 16 kwietnia 2010

Straszydła

Przedstawiam dzisiaj kilka sztuk zwłok: zwłoki nowe, zwłoki stare i zwłoki zupełnie nieżywe, przeznaczone do utylizacji. Nazywam je tak wyłącznie z powodu stanu, w jakim się znajdują, a nie z powodu poczucia humoru w złym guście. Stwory owe straszą zwisającymi nitkami oraz ażurami pomarszczonymi jak skórka zepsutego jabłka.

Na początek "Papuga" - skończona i satysfakcjonująca. Wzór Clapotisowy potraktowałam jako ogólną wskazówkę, i zrobiłam z Alizee raczej szaliczek wiosenny, niż efektowny otulacz. Ze wzgledu na swoje właściwości włókno bambusowe dzierga sie trudno na metalowych drutach - na drewnianych byłoby łatwiej. Oczka lubią uciekać, a każde chce sie zrobić innego rozmiaru. Cała dzianina jednak zyskuje na tychże właściwościach, z łatwością dając się efektownie drapować wokół szyi.



Zdjęcia akcesorium w trakcie użytkowania wkrótce, a teraz paście oczy wiosenną feerią barw.






Coś starego - czyli rzecz, którą udało mi sie skonczyć niedługo przed rocznicą wrzucenia jej na druty - czyli bordowy Shipwreck. Utknęłąm na prawie dziesieć miesięcy w ostatnim etapie, żmudnym i nudnym. Żmudnym, bo te cholerne koraliczki, a nudnym, bo "koronka" leci przez czterdzieści rzędów ściegiem "dwa oczka razem, narzut"...
Zamykanie robótki trwało prawie dwie godziny i pochłonęło 28 metrów włóczki. Shipwreck czeka na zblokowanie, wykończenie i stosowną do wagi projektu prezentację.



Ostatnie zwłoki to juz zupełny trup. Wzór ładny i dobrze sie dzierga, włóczka zaś jest niczego sobie, ale do zupełnie innych projektów. Zapędziłam się z robótką o wiele centymetrów za daleko, zanim doszłam do wniosku, że wzór i włóczka nie współgrają, wiele rzędów robotki zajęło mi podjęcie decyzji o nieuniknionym - spruuuć...



Przypomniało mi się, że mam do obfocenia jeszcze jedne zwłoki w trakcie reanimacji (maczek w fioletach, zrobiony w połowie) oraz innego trupa do sprucia - piękne millefiori w nie moim rozmiarze i nie moim kolorze (chociaż sam wzór mi sie bardzo podoba i zrobię go kiedyś jeszcze raz...).

piątek, 9 kwietnia 2010

Papuga - Zenkowi in memoriam

Najpierw o Zenku.
Zenek był papugiem falistym (zielono-żółtym), który długo koegzystował z moją rodziną. Początkowo miał drugiego papuga do towarzystwa, ale ten okres był krótki i się nawet jajek razem nie dochowali (być może sekserzy nawalili, albo się papugi stresowały...). Papuga towarzysząca się przekręciła na drążku i odtąd Zenek był sam. Dłuuugie lata.
Zenek dostarczał nam rozmaitych emocji - od szału morderczego (kiedy ktoś zapomniał Zenka nakryć na noc, a on zrywał się przed piątą by pogadać z wróblami) aż po zachwyty, gdy gubił jedną z tych swoich fantastycznie ubarwionych lotek, w sam raz nadających się na biżuterię z egzotycznym rysem. Był ptaszkiem towarzyskim i inteligentnym. O tym pierwszym świadczyłyżej pogaduszki z dzikim ptactwem zza okna, o tym drugim ilość niepapuzich dźwieków, jakie Zenek potrafił z dzioba wydobywać - a to warczenie i szczeknięcia bawiących się szczeniąt, a to zrzędzenie mojej siostry...
Zenek zszedł z tego świata którejś gorącej nocy letniej, kiedy został sam w domu. Został zeżarty przek kotkę sąsiada, która, po kilku rekonesansach, wdarła się do naszego mieszkania przez lufcik.
Zenek pozostawił po sobie garść rozsypanych gówienek i trochę pierza...
Rodzina rozpaczała... trochę.
Głowa rodziny orzekła - "Tylko nie mówcie nic sąsiadowi, bo zechce odkupić..."
***
"Papuga" z kolei to nazwa mojego nowego dziergadła, właśnie w kolorach zenkowych. Włóczka przeznaczona na ten projekt to Alize Bamboo, 100% włókna bambusowego. Jest to włóczka dość kosztowna, dlatego chodziłam koło tego zakupu około roku. Ale ponieważ od początku sierpnia nie kupiłam żadnej włóczki (poza jedną, pamiątkową, ze szkockiej wyspy Harris, ale o tym kiedy indziej) i nie wydałam nawet złotówki na robótkarskie przydasie, więc sobie pozwoliłam na to szaleństwo.
Dziergadłem wspomnianym jest popularny onegdaj Clapotis - bo mam ochotę na coś prostego ale z pomysłem. Wprawdzie początkowo bałam się pstrokatości, zastanawiałam się, czy papuziozielone barwy są mi przeznaczone, jednak w miarę postępów w pracy jestem coraz bardziej zadowolona (te, które dziergały już Clapotisa z pewnością pamietają, jakiej dzikiej rozkoszy dostarcza upuszczanie oczek ;-]). W tej chwili jestem w 1/3 pracy. Zdjęcia będą, jak znajdę aparat, no bo wiecie, przeprowadzka...
Co do samej włóczki, to sprawdzają się spostrzeżenia forumowiczek - jest ona ciężka, "lejąca" i bardzo śliska. To prawda, że motek rozpada się w rękach na kupkę poplątanych nitek, chyba, że jest się ultraostrożnym. Ja nie jestem, więc profilaktycznie przewijam motki w kłębki.
Rezultaty dłubania w bambusie objawię zapewne "na dniach".
***
Dziękuję za krzepiące komentarze.
Joasiu, możliwe, że Stokłosy są bardziej cywilizowane, niż Imielin czy Kabaty. Ja trafiłam na tą dziką część Ursynowa - o dzikiej zabudowie i dzikich ludziach.
Julito, mnie rozwiązanie nie straszne, ja go oczekuję jak zmiłowania.