czwartek, 29 marca 2012

W międzyczasie...

Wykańczając jednocześnie pasiastą kamizelkę dla panienki, która w maju będzie obchodzić urodziny, pokazuję kolejna ukończoną rzecz. Nie żeby się jakoś specjalnie chwalić, tylko jako memento.


Potrzeba popełnienia tego odzienia powstała, kiedy okazało się, że Króliczek nie widzi misia jak go fabryka stworzyła, a tylko opatulonego w jego własna kamizelkę z rybkami. Zostało trochę baśki, zmierzyłam modela i (!) sporządziłam próbkę.
Okazało się, że szlachetni misiowie posiadają sylwetki różne od sylwetek innych stworzeń, jak to ludzi na przykład, i że samo zrobienie próbki na misiowy sweter nie gwarantuje pełnego sukcesu, a jedynie połowiczny.


Misio ma  niedopasowane przody swetra, za to ładnie wymodelowany tył. Zastosowałam rzędy skrócone jednakowoż przy każdej zawrotce dodawałam jedno oczko. Dzięki temu dolna lamówka nie jest za krótka i nie zniekształca 'treniku'. Sweter będzie mieć jeszcze guzik-kołeczek w kolorze czerwonym, jak tylko rzecz mi wpadnie w ręce przy jednoczesnym wystąpieniu weny twórczej.


No, to wracam do urodzinowej.

wtorek, 27 marca 2012

Baby alpaca


W warszawskim ZOO można zobaczyć wełnę baby alpaki na żywo ;-)

 PS. od dzisiaj, komentując, nie trzeba wpisywać kodu captcha

poniedziałek, 26 marca 2012

Co by tu jeszcze... czyli lista rzeczy do zrobienia

Stało się. popełniłam listę. Bolało, ale mając pobieżny plan działania gotowy przed oczami, odciążyłam zwoje mózgowe i zmniejszyłam uczucie paniki wywołane chaosem. Są jednak pozytywy robienia list.


Kategoria pierwsza - wykończeniówki.
Czas wykorzystać pęd do tworzenia i spożytkować energię na wykończenie ślimaczących się projektów, tym bardziej że w wielu przypadkach "człowiek czeka na udzierg".
Przede wszystkim jest tak z nieszczęsnym millefiorim, który się wlecze niemiłosiernie od sierpnia. Konkretnie rękawy - wloką się od września. Myślę że głównym powodem zastoju w tym projekcie jest zamysł konstrukcyjny. Bardzo chciałam go zrobić bezszwowo, łącznie z wrobieniem rękawów bezpośrednio w wycięcie pod pachą. Wrobiłam jeden, dojechałam do łokcia i rzuciłam w kąt. W tej chwili jestem skłonna zacząć rękawy od nowa. Zrobię je według opisu, zszyję i wszyję. Jest jeszcze jedna rzecz, która mnie niepokoi, mianowicie czy przypadkiem sweter nie wyszedł za mały. Ale dość, nie będę się dodatkowo demotywować.
Kolejna rzecz z serii do wykończenia to mężowska ocieplana czapa. Zaczęłam późną jesienią, dodziabałam spory kawał na ostatnich Szarotkach i liczyłam na szybki finisz. Jednak nic z tego chyba nie wyjdzie, bo czapkę zaczęłam na trójkach, a na Szarotkach dziabałam na 3.5. Jakieś zupełnie mi obce w każdej innej dziedzinie poczucie pedanterii nie pozwala mi przejść obok tego faktu obojętnie. Czas zabrać się za poprawki (bleeee...)


Jest jeszcze zaczęty szal we wzór estoński, zaczęty pod wpływem impulsu w celu zużycia włóczki, która leżała i doczekać się nie mogła konkretnego zastosowania. To akurat idzie mi najszybciej, więc pewnie wkrótce zobaczycie całość.


Kategoria druga - pilne do stworzenia.
Pierwsza pilna rzecz to sweter dla Króliczka, o którym wspomniałam poprzednio. Nie zaczęłam jeszcze, bo wciąż nie znalazłam tych czwórek. Diabli je wzięli albo przerzuciłam na nie jakąś robótkę albo Króliczek robił na drutach i gdzieś zapodział. SIC, on robi na drutach. Łapie motek i przeplata przezeń kilkakrotnie druty na żyłkach albo robi jeża z drutów pończoszniczych. Czasami dłubie też coś na szydełku, ale rzadziej. Ostatnio, jak twierdził, pracował nad swetrem dla swojej siostry ciotecznej. Dobre serduszko ma dziecko.
Druga rzecz, za to podwójna, to silken straw summer sweater, wzór z purl soho. Wypatrzyłam go już dawno, ale ciągle mi sie coś wpycha do kolejki. Mam zamiar zrobić te dwa topy z bambusa alize. Jeden, dla mnie, cały czarny, drugi, siostrzany, z pozostałości po clapotisie papudze (a kto wie, może nawet będę musiała zutylizować samego clapotisa, tym bardziej, że już mi się znudził).



Kategoria "być może się za to zabiorę ale..."
Mam zaczęty jeden Bobaśny Kardiganek z Kosmosu, czyli Baby Surprise Jacket. Zaczęłam z czystej ciekawości. Dziabie się fajnie, ale raczej przeznaczę włóczkę na coś bardziej potrzebnego. Najpewniej będzie to kolejna Urodzinowa, tym razem w zieleniach, dla panienki obchodzącej pierwsze urodziny w maju.



W ramach szału na wzory wrabiane zaczęłam też top dla siebie z wzoru Dropsa, ale sprawa się trochę skomplikowała. Po pierwsze trochę mi nie gra zestawienie kolorystyczne (doprawdy, nie wiem, czemu wzięłam niebieski zamiast wymarzonego różowego, tzn wiem, z kołtuństwa). Po drugie, robię to od góry, więc muszę się gimnastykować intelektualnie, albowiem zgodnie z wzorem top robi się od dołu. Okazało się w międzyczasie, że słusznie robię i zaoszczędziłam sobie trochę pracy, bo jak się okazało, rypnęłam się tak o dwa rozmiary in plus. Kontynuacja robótki zwłaszcza w związku z podjętą akcją pozbywania się warstw ocieplających ciało (tych podskórnych, oczywiście ;p) stała się bezsensowna. Myślę, że zabiorę się za ten top kiedyś, później, przed jesienią...



Tajemnicza kategoria "kusi, nęci..."
Farbowanie. Mam już gotowe koncepcje kolorystyczne (atakują mnie, kiedy próbuję zasnąć). Jak mi się projekt uda, będę mieć +5 do lansu w necie. Moze wypali na wiosnę.
Projekt użytkowy - poduchy do siedzenia. Może wypali w tym roku.

To wszystko są projekty spisane prosto z głowy, bez zaglądania do kolejki na Ravelry. Aż się boję tam zaglądać, bo wiem, że tej kolejki dodaję wyłącznie rzeczy, których naprawdę chcę i potrzebuję.

sobota, 24 marca 2012

Pasiasta

Pomysły na dzierganie lęgną się różnorako. Czasami inspirację stanowi rzecz ujrzana w przelocie w autobusie, czasem układ kolorów na straganie warzywnym albo też zdjęcie podpatrzone na rękodzielniczym blogu. W przypadku tego projektu pomysł podsunęły same motki.
Mam takie pudełko z motkami 'jedynkami', czasami nawet w dwóch egzemplarzach - wszystkie w żywych barwach, w sam raz na pasiaste drobiazgi. Zaglądam do niego często, bo jestem fetyszystką koloru i czerpię przyjemność z zestawiania, przekładania, wymyślania nowych zestawów kolorystycznych.
Akurat mi się niebieski z czerwonym złożył w taką kamizelkę dla dwulatka.


Zaczęłam rzecz od narzucenia oczek metodą, co w krajach anglosaskich zwie się 'cable cast on'. Nie wiem, czy istnieje polski odpowiednik nazwy. Wydziabałam ściegiem ryżowym kołnierzyk i gładko przeszłam do reglana (rAglana? jak się poprawnie nazywa ten typ konstrukcji swetra?), zmieniając kolory włóczki, jak to widoczne na zdjęciu. Następnie zrzuciłam oczka rękawów na nitkę pomocniczą i przejechałam jeszcze kilka rządków na przód i tył ubranka, by następnie połączyć je i dziergać w okrążeniach aż do dołu. Proste, jak konstrukcja cepa. Następnie wykończyłam dzierganym sznureczkiem (typu ajkord) rękawki i dół, pamiętając, by zmienić druty z czwórek na trójki.
Następnie nabrałam oczka z dekoltu na listwy guzikowe, zrobiłam nawet stosowną dziurkę, ale zapięcia w rezultacie mieć nie będzie, bo tak się lepiej układa.


Wyszło dobrze, ale nie beznadziejnie.
Po pierwsze primo, po zrobieniu całości okazało się, ze lewa strona wygląda ciekawiej, niż prawa, ale ponieważ wyrabiając paski nie cięłam nitek, lecz prowadziłam je po lewej stronie robótki, nie można było po prostu uznać lewej strony za prawą. Trudno.
Powinnam zrobić trochę szersze wycięcia pod pachami.
No i co mnie raz najbardziej, powinnam staranniej przemyśleć konstrukcję kołnierzyka, w szczególności w części widocznej nabrać oczka z drugiej strony (jeśli wyobrażacie sobie, o czym mówię...) Wygląda teraz trochę nieporządnie. Tak więc być może, kiedy będę miała nadmiar czasu i nic innego do roboty, przerobię tę kamizelkę. Chociaż tak, jak jest, też zdaje egzamin i jest chętnie noszona.

A w planach następna pasiasta mała rzecz z pudełka z jednomotkowcami. Wymiary poczynione, tylko muszę namierzyć swoje czwórki, bo gdzieś wsiąkły w tym chaosie twórczym. Muszę się zastanowić jeszcze, czy zrobić tę rzecz innowacyjną metodą bezszwową, czy też wręcz przeciwnie, jak najbardziej tradycyjnie. No cóż, próbka pokaże...

czwartek, 22 marca 2012

My brain is full of f*%$@


Ostatnio czuję się mniej więcej tak, jak wyżej przedstawiono.
Dostałam jakiegoś kopa energetycznego. Cierpię na klęskę urodzaju z powodu powodzi weny twórczej. Mam kreatywne ADHD. Spać po nocach nie mogę, bo pomysły kłębią się jak nie przymierzając, gady w gnieździe i próżno oczekiwać zaspokojenia tych żądz, bo doba, jak wiadomo, ma 24 godziny i ani minuty więcej, a życie, co powszechnie znane, toczy się swoim zwykłym trybem. A oczek w dzianinie przybywa ciągle w jednakim tempie.

W związku z powyższym w każdym zakątku mojego mieszkania można znaleźć a to kłębek, a to rozbabraną robótkę, a to chociaż rysunek z projektem i wymiarami. Ponieważ jestem niesystematyczna oraz jestem skończoną bałaganiarą (wstyd, wstyd!!!), to sytuacja zaczyna mnie powoli przerastać...

To jest chore, idę zażyć valium, a potem zrobię listę (czego robić nienawidzę, i co będzie mnie organicznie wręcz boleć). A potem zacznę publikować, bo, jak się okazało, aparat wcale się nie obraził, jeno więcej kalorii potrzebował. O ja blondynka...

piątek, 16 marca 2012

Who's the Batman?

Na fali poszarotkowego entuzjazmu zaczęłam utylizować kolejne motki z zapasów.


Szczerze mówiąc wrzuciłam robótkę na druty bezpośrednio po przyjściu z tego spotkania. Swoją drogą zachodzę w głowę, dlaczego dopiero teraz zdecydowałam się doprowadzić do realizacji swojego zamiaru, powziętego 14 czerwca 2009 roku (pamiętna data narodzin tej szlachetnej i jakże pożytecznej inicjatywy), że będę przychodzić na każde Szarotki?



W każdym razie wena na mię spłynęła i wygrzebałam swoją Idenę Robust. Przerzuciłam w tę i wewtę zbiory na dysku i wybrałam wzór Flowers on the edge.
Rach ciach i mała chustka gotowa, ale jednak nie do końca według wzoru. Okazało się bowiem już w połowie bordiury, że na pewno nie starczy mi włóczki. Posiłkowałam się zatem wzorem estońskim zaczerpniętym od Nancy Bush.


Swoją drogą na tych zdjęciach widać, jak meandrował mój zamysł wykończenia części centralnej chustki,
i jak w końcu wyszłam na prostą.Uff...


A teraz pean na cześć wzorów estońskich:
Zawsze, kiedy odgrzebuję któryś z tych uroczych motywów, nie mogę się nadziwić, jakie są wspaniałe. Nie dość, że proste, łatwo się je zapamiętuje i dzierga (no chyba, że trzeba 'pęczkować'), to jeszcze efekt jest akurat taki jak trzeba. Tak więc znów mam apetyt na estońskie ażury, zapewne odświeżę znajomość z szalem, o którym pisałam tu, a którego od tamtego czasu nawet nie tknęłam palcem (wstyd i obraza!).
Summa summarum jestem zadowolona, że musiałam kombinować ze zmianą wzoru, bo mówiąc szczerze, wzór wyjściowy podoba mi się daleko bardziej, niż ten zaproponowany przez autorkę.Ponieważ na zdjęcia pozowane in personam nie mam ochoty, a na dworze nieładnie, oto odświeżony lekko pomysł na ujęcie kanapowe.

A skąd tytuł wpisu? Pośrednio stąd.

sobota, 10 marca 2012

Post sentymentalny

Dokładnie trzy lata temu rozpoczęłam pisanie tego pamiętnika robótkarskiego, tej mojej małej prywatnej galerii rzeczy różnych. Zaczęłam od króciutkiej notki o szaliku, a raczej szalu czy nawet "szalorze", prawdziwym potworze z włóczki, wydzierganym z prawie kilograma wełny w rożnych odcieniach czerwieni. "Monster-szal" nie doczekał się jednak postu z prawdziwego zdarzenia, co niniejszym nadrabiam, bo mu się należy.

Szal, jak przystało na początkującą dziewiarkę, został wydłubany samymi oczkami prawymi, w dodatku przekręconymi. To chyba dość typowy błąd u żółtodziobów. Dzierganie ściegiem francuskim przekręconymi oczkami powoduje, że nitki układają się w rzędy spiralek. Dopiero niedawno wpadłam na to, że co przeszkadza w dzianinie złożonej z rozmaitych rodzajów oczek, w ściegu francuskim staje się zaletą.

 

Dzianina wykonana w ten sposób jest równie elastyczna, jak dzianina wykonana prawidłowymi oczkami prawymi, to jednak jest dużo odporniejsza na odkształcanie. Spiralki nie pozwalają dzianinie się "rozjechać". Okazało się, ze zupełnie nieświadomie zastosowałam profesjonalny trik dziewiarski, a moja siostra nadal cieszy się "monster-szalem" w niezmienionej formie.



Na koniec dodam jeszcze, ze to bardzo przyjemne uczucie trzymać w ręku rzecz zrobioną kilka lat temu i odczuwać taką samą dumę, jak tuż po zamknięciu oczek, gdy okazuje się, że czas i wysiłek zostały dobrze zainwestowane.

czwartek, 1 marca 2012

Tak z ciekawości pytam...

Dzisiaj podczas dziergania w metrze przyszedł mi do głowy pomysł na ankietę. Nie dziergałam publicznie już jakiś czas, głównie z powodu aury, i niemal odwykłam od tej specyficznej atmosferki, jaka towarzyszy drutowaniu na świeżym powietrzu, stąd może ten przebłysk kreatywności.

Jeśli o mnie chodzi, waham się pomiędzy odpowiedzią 3 a 4. Czwarta, ponieważ mój szanowny Pan Mąż uświadomił mi wczoraj, że owszem, robię głupie miny podczas dziergania. Zwłaszcza, kiedy przerabiam jakieś skomplikowane oczko. Aż się przypominają dzieciństwa, kiedy miałam ubaw z rówieśników, którzy tnąc nożyczkami poruszają jednocześnie ustami.

A jak jest z wami? Tak z ciekawości pytam...
(ankietę znajdziecie z lewej strony)