sobota, 28 stycznia 2012

Hurtem

Dzisiaj hurtem. Mam z aparatem ciche dni, więc są problemy z bieżącym raportowaniem o stanie robótek. A posty robótkarskie bez jakiejkolwiek ilustracji to jak opowiadanie o jedzeniu. Niby się da, ale bez organoleptycznego badania to jednak nie to samo. Więc daję hurtem, po interesownej wizycie u mej kochanej siostry.

Na pierwszy rzut - wzory norweskie. Mój pierwszy duży projekt.Powstał jako próba twórczego zagospodarowania złogów włóczki, dodam, ze próba udana. Materiał stanowiła norweska wełna Superwash Ullgarn, kupiona w moim ulubionym sklepiku. Ponieważ jest w kolorze zarypiastego błękitu, wymagała pewnych dodatków tego i owego, by złagodzić pierwszy szok estetyczny. Stąd pomysł na wzór wrabiany.
Podczas pracy długo biłam się z myślami, czy starczy wełny na sweter, czy też bezpieczniej będzie zrobić tuniczkę. W końcu druga koncepcja zwyciężyła. I dobrze.
Góra tuniki robiona według wzoru, na dole zaś dodawałam po cztery oczka co circa dwunaste okrążenie, cztery (albo pięć?) razy. Dolny brzeg podwinęłam, żeby się nie rolował.
Przy wykańczaniu po raz kolejny doceniłam efekty blokowania. Nierówności magicznie zniknęły, oczka za ścisłe i za luźne przestały się rzucać w oczy i w ogóle całość wypiękniała. Ach.



Kolejny projekcik to kamizelka udziabana z Baśki - podwójną nitką na drutach rozm. 6 według tego wzoru. Była nagła potrzeba wzbogacenia garderoby Króliczka, potrzeba została szybko zaspokojona, ale Baśka solo w tym kolorze wyglądała co najmniej niezadowalająco, co z resztą Króliczek dał mi do zrozumienia, usiłując wyjść z kamizelki przy każdej nadarzającej się okazji. Nudny, majtkowy błękit, niemalże babski, w zupełnie neutralnym dizajnie potrzebował pilnie lekkiej nutki dekadencji.
Stąd pomysł na rybki:




Wykonanie jakie jest, każdy widzi. Mój związek z szydełkiem jest jeszcze młodziutki, a postępy nieśmiałe. Ale nareszcie kamizelka zaczęła wyglądać, a Króliczek - nosić. I o to chodziło.





Na samym zaś końcu przedstawiam komplecik z Azteki dla dziecka jedno- lub dwuletniego, wyrób zeszłoroczny. Golfik wg przepisu Truscaveczki, czapa to moja własna improwizacja. Przy okazji widać, jak wygląda Azteca po roku użytkowania - ściągacze paskudnie się rozłażą. Gratuluję sobie czapy, bo jest i ciepła, i przez małą właścicielkę kochana. Niech żyją wielkie pompony!




Natomiast obecnie mam przestój robótkarski. Ciągnie mnie do dłubania, ale jakoś ciężko idzie z realizacją pomysłów, więc co narzucę oczka, to zaraz pruje. Mąż twierdzi, że widocznie spadł mi poziom lanoliny we krwi. Kto wie? Może?

czwartek, 19 stycznia 2012

Polecam

Przez Kwejka trafiłam tu.


I z zachwytu opadła mi szczęka.



niedziela, 1 stycznia 2012

Noworoczny spacer

Dziś same zdjęcia.
Wybraliśmy się na noworoczny spacer, bo i pogoda była iście noworoczna - lekki mróz, słońce i obłędnie błękitne niebo. Do tego szadź. Sami zobaczcie:


Uwaga, po raz pierwszy od wydziergania, moja (wciąż nie dokończona) makówka.
Jest ulubiona :-) Nie mogę się zdecydować: guzik, czy kwiatek?


Mroźny oddech coś zamyślonej w tym roku Pani Zimy zostawił ślad na listkach:








...i noworoczne bydlątka:



***
Wszystkiego najlepszego!
***