środa, 6 lutego 2013

Ona...

Dzisiaj coś z zupełnie innej beczki.
Już od dłuższego czasu, od kilku lat czułam się obserwowana. Czułam, że coś czai się za rogiem, roztacza swoją potężną aurę. Przeczuwałam, że kiedy się ujawni i zaatakuje, mogę nie wytrzymać naporu i ulec. Ostatnio przeczucie się nasiliło.
Siedziałam sobie grzecznie na kanapie z drutami i ciepłą herbatką, kiedy znienacka z czasoprzestrzeni wyłoniła się ONA i walnęła mnie swoją różową torebeczką.

Padłam na ziemię jak rażona piorunem, a na swym mostku poczułam ucisk małego różowego obcasiku...


***
Odwiedzając Siostrzyczkę miałam okazję z dużą radością stwierdzić, że wciąż, mimo perypetii życiowych rodem z "Przeminęło z wiatrzem", posiada ona swoją ulubioną Barbie. Z radością małej dziewczynki, chciałabym dodać. Lalkę odziedziczyły jej dziewczynki, choć chyba tak naprawdę trochę ją ignorują, bo na taki przekaz popkultury są jeszcze za małe. Może to i lepiej, bo dzięki temu, oraz dzięki kategorycznemu zakazowi (a moja Siostrzyczka potrafi być KATEGORYCZNA) ruszania warkoczyka lalki, Barbie jest wcziąż w niezłym, jak na swój wiek i sposób użytkowania, stanie.
Wciąż nawet posiada swoją oryginalną sukieneczkę. Kiedy wpadła mi w oko, była jednak całkiem goła, dlatego musiała wpaść także w moje ręce. W dwa wieczory machnęłam ze skrawków włóczki dwa komplety ciuszków. Założenie główne było, by ciuszki były łatwe w obsłudze dla trzylatki. Założenie dodatkowe - aby znośnie wyglądały. Można bowiem ubrać Barbie nawet w wór pokutny, pod warunkiem jednakże, że posiada on wcięcie w talii i modelowanie w rejonie klatki piersiowej. Odstępstwa od tej reguły to zbrodnia, którą powinno się karać publiczną chłostą :-)
Zatem poddaję osądowi te oto udziergi, które uważam za bardzo satysfakcjonujące z dwóch powodów. Po pierwsze, pozbywam się reszteczek, kłębuszków, kawałeczków nitek (ubranko żłółte i fioletowe pochłonęło w całości dwa takie kłębuszki). Po drugie, manewrując oczkami i rzędami udało mi się stworzyć ubranka, które nie gubią zupełnie figury Barbie, a co najwyżej ją trochę pogrubiają. No ale taka natura dzianiny. Każdy w swetrze wygląda na dwa kilo więcej. Do tego sądzę, że po krótkiej instrukcji obsługi ubranek starsza z siostrzenic poradzi sobie z ubieraniem (bo z rozbieraniem to nawet i bez tego).


Zadowolona z efektu postanowiłam zrobić dla laki coś więcej. Poszperałam w sieci i znalazłam tutorial na spa dla włosków Barbie. Zastosowałam. Włoski zabłysły nylonowym blaskiem, odzyskały lśnienie platynowego blondu. Zostały uporządkowane i na nowo zaplecione w warkoczyk. Wiadomo.
Przy okazji zetknęłam się ze światem kolekcjonerów i miłośników Barbie i mówię wam, gdybym sama nie była kolekcjonerką* i miłośniczką wełny, uznałabym tych ludzi a kosmitów.
Zaczęłam sobie przypominać swoje lalki i w ciągu dwóch dni namierzyłam wszystkie. Przypomniałam sobie, jak wyglądały oryginalnie i dowiedziałam, jak sie nazywały.
A w końcu, zachęcona sukcesami w restaurowaniu lalek udałam się do pobliskiego lumpeksu i nabyłam, co znalazłam:

Lalka jest jeszcze w stanie, w jakim ją dorwałam. Dodam, że to zupełnie niezły stan, jak na lalkę z lumpeksu.

Mając w ręku obie lalki spostrzegłam, jak bardzo się różnią i zaczynam rozumieć pasję kolekcjonerów. Sama raczej nie zacznę ich zbierać. Kręci mnie jednak możliwość złowienia trupka lalki i doprowadzenia jej do przyzwoitego stanu, łącnzie z własnoręcznym sporządzeniem odzienia. Niewykluczone, że co jakiś czas wrzucę na bloga coś z lalkami, tym bardziej, że zbliża się ciepły sezon i handlarzy pierdółkarskich przybędzie na okolicznym bazarku. Tymczasem prezentuję obie laleczki w nowych ubrankach.

Jeśli opis ubranek wyda sie wam przydatny, dajcie znać. Póki Drobiazg jest na zimowisku, mam je pod ręką i mogę prześledzić oczka. 

Ps: wpis jest z kategorii "tylko krowa nie zmienia poglądów". Przez dłuższy czas stałam na stanowisku, że laki to raczej nie, a Barbie to już w ogóle. A jednak...

*) - która z was, dziewiarek, jest w stanie z ręką na sercu powiedzieć, że nie jest w istocie kolekcjonerką włóczek? Hę? 

11 komentarzy:

  1. Jestem włóczkoholiczką, przyznaję się bez bicia :))) Natomiast patrząc na wszelkich blogach, jak dziewczyny stroją lalki, pluję sobie w brodę, że swoich się dawno temu pozbyłam. I to z pełną, niedomykającą się szafą ich ubrań! Własnoręcznie zrobionych! Byłoby co pokazywać... :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, rzeczywiście szkoda... Ale zawsze może się zdarzyć coś, co sprawi, że zaczniesz te ciuszki znowu robić ;-)

      Usuń
  2. W odpowiedzi na pytanie podsumowujące, odpowiadam: nie ja;-D!

    OdpowiedzUsuń
  3. W życiu trzeba mieć jakąś manię, prawda?;-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niby tak, bez pasji trochę nudno. Ale tak chaotycznie? Raz to, raz siamto? Czasem się w tym gubię, zamykam wszystkie swoje "artefakty" (włóczka, czy co tam mnie akurat najbardziej grzało) i siadam z ksiażką na kanapie. A może wszyscy tak mają?

      Usuń
  4. U mnie skrajna włóczkoza, ale ostatnio staram się wyrabiać to co zgromadziłam. Ostatnio mnie też dorwało: http://druterele.blogspot.com/2013/01/sukienunie.html i http://druterele.blogspot.com/2013/01/postscriptum.html Jeśli tutorial dotyczący był o Baśce - to czytałam i oczarował mnie kompletnie. Pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo chętnie poczytałabym o wykonanych przez Ciebie spodenkach... chociaż nie! O wszystkich ciuchach bym poczytała. Te reglany w żółtym sweterku poezja!

      Usuń
  5. Jeżeli posiadanie włóczek sprawia, że zdrowieję gdy jestem chora, jeśli dzierganie - ochota na nie lub nie - stanowi miernik mojego stanu zdrowia - to tak, jestem kolekcjonerką włóczek. Hipochondria? Chwilowy brak włóczek jest uzupełniany natychmiast z różnych źródeł - pasmanterie, szmateksy, podarki od znajomych i rodziny. Tak, chcę być zdrowa. Tak, będę miała przy sobie włóczki. Tak, nie wiem, kiedy je przerobię. Tak, uwielbiam dzierganie.
    A jeśli chodzi o Twoje zmagania z paskami - widziałam w sieci sweterek, gdzie z okazji zmiany pasków był widoczny wzór żaglówki, Piękne to było, a ja zachodziłam w głowę jak się takie coś robi. Pozdrawiam i cierpliwości przy paskomanii życzę Halina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może to było "illusion knitting", w którym wzór wyrabia się odpowiednio ułożonymi oczkami prawymi i lewymi, a wzór jest widoczny tylko pod pewnym kątem?
      Włóczki mieć, oglądać, zestawiać, projektować potencjalne udziergi - to trochę jak nałóg, prawda? Kiedy jest mi źle, muszę zajac głowę czymś nowym - czemu nie nowym motkiem włóczki i zupełnie świeżym pomysłem?

      Usuń
  6. Królisiu - każda szanująca się księżniczka miewa lalki ;)))
    I ja też takie posiadam, bez pasji zbierania, ale mam i będę dziubać ubranka, a co!

    OdpowiedzUsuń
  7. Dawno, dawno temu moja lalka miała całą kolekcję ubranek robionych przeze mnie własnoręcznie na drutach i szytych. Łącznie z futrem i kożuchem. I była to wymarzona wówczas i niedostępna w Polsce prawie Barbie.

    OdpowiedzUsuń