poniedziałek, 25 marca 2013

czwartek, 21 marca 2013

Niespodzianka

Jakiś czas temu wzięłam udział w konkursie-zgadywance, zorganizowanym przez autorki bloga Druting i cały ten misz-masz. Oczywiście nie udało mi się precyzyjnie odgadnąć, co przedstawia zdjęcie-zagadka, ale ponieważ na zdjęciu rozpoznałam, co to za kreskówkowa postać udziela swojej mordki przedmiotowi użytkowemu, załapałam się na nagrodę pocieszenia - niespodziankę :-) 
Już dotarła.


No a kiedy dostaje się taką roześmianą paszczę - nie ma mowy, by cały swiat się nie uśmiechnął! Robo-Kot Doraemon ustawił mój wczorajszy dzień!


Oprócz tego, ponieważ konkurs został ogłoszony z okazji chińskiego Nowego Roku, otrzymałam przepiękną kartę z życzeniami.


Joanno, bardzo dziękuję! Niespodzianka sprawiła mi mnóstwo radości.

wtorek, 12 marca 2013

Rozpleniły się...

Wszędzie rozpleniły sie koralikowe węże. U mnie też.
Zawsze podobał mi się efekt zmagań koralikowo-szydełkowych u innych robótkomaniaczek, więc postanowiłam nauczyć się tej wiedzy tajemnej. Przed oczyma wyobraźni mam bowiem długi sznur koralikowy zawiązany na supeł, z dyndadełkami, długości do pępka.
Pomógł  mi tutorial Weraph. Poradniczek jest czytelny i da sie załapać, o co biega w te kulki.
W celu rozpoczęcia pracy należy sobie przygotować garść koralików, cienką, lecz mocną nitkę i korespondujące z nią szydełko.

Weraph sugeruje, by naukę rozpocząć od wężyka ze spiralnymi paskami. Ma rację, bo układ kolorów pomaga zachować wzór i rytm pracy. Ja jednak dysponowałam jednym rodzajem koralików i nie zamierzałam lecieć do sklepu po kolejne, by się przekonać w trakcie roboty, że koralikowe węże nie są dla mnie. Zacisnęłam więc zęby i zaczęłam sie uczyć. Początki były trudne. Prułam wszystko wielokrotnie, ale mając przed oczami (duszy) marchewkę (w postaci spodziewanego efektu), dłubałam dalej. 
Twardziele nie pękaja.
Udało się. Oto pierwszy udzierg, w stanie surowym, niedokończonym. Prawdopodobnie skończy rozłożony na czynniki pierwsze, bo się rozłazi i jest nierówny, ale mi nie szkoda.


Tu muszę wyznać, że miałam trudnosci z rozpoczęciem robótki. Fraza "zrób X oczek łańcuszka, połacz w kółko, wrabiaj cośtam" w przepisie szydełkowym brzmi dla mnie jak sentencja wyroku skazującego. Zawszę się z tym morduję, nigdy nie osiągając zadowalającego efektu. Dlatego wszystkie robótki szydełkowe robione od środka na zewnątrz zaczynam od "magic ring". Nie wiem, jak to nazwać po polsku. Patent bardzo ułatwia pracę, a robi się to tak jak to w tym filmiku okazano (klik)

W pracy z jednym kolorem koralików najtrudniejszy wydaje się trzeci rząd. W tym miejscu robótka wygląda jak kulka z koralików przypadkowo połączonych nitką. Ale jak tylko minie się z sukcesem ten etap, dalej jest z górki. Warto się trochę pomordować.



Załapawszy, o co chodzi, przerzuciłam się na właściwe koraliki. W tym celu nanizałam trzy opakowania koralików 1.8 mm z EMPiKu na nić do szycia dżinsu, chwyciłam szydełko 0.9 i jadę. Przy okazji zrobiłam mały test zużycia zasobów. Otóż metr nici wystarcza w tym projekcie na zrobienie 2.75 cm sznura koralikowego, natomiast z metra koralików można zrobić 19 cm sznura. To oznacza, że szacunkowo na sznur o planowanej długości 125 cm będę potrzebować  ok 46 metrów nici z nanizanymi  6,5 m koralików (o ine nie rypnęłam się w liczeniu).


Test zrobiłam z resztą nie tylko z pustej ciekawości. Mam bowiem podejrzenie graniczące z pewnością, że koralików mam za mało, by osiągnąć zamierzony cel. Prawdopodobnie będę zmuszona nanizać jeszcze jedno opakowanie koralików - od drugiego końca.
Na razie prace trwają.
Poszukuję punktu, w którym mogę kupić ładne zakończenia do takich koralikowych węży, a przegląd kilku pasmanterii internetowych nie dał zadowalających wyników. Może ktoś mi podpowie?

piątek, 8 marca 2013

Kung fu - czyli trzecia

Trzecia kamizelka urodzinowa wg. wzoru Lete. Jak nie robię powtórek, bo nie lubię nudy, tak Urodzinową co jakiś czas popełniam. Wzór jest po prostu genialny. Nie nazbyt nudny, nie nazbyt trudny, nie wymaga wiele wykończeniówki. Jest świetną ramą dla kreatywności.


Tym razem Urodzinową zrobiłam na szaro. W planie jest aplikacja przypominąjaca Jawę 50, albo jakąś inną wueskę, ale to dopiero jak się ogarnę z bieżącymi zadaniami (psst... to tajemnica!).

Jak zapowiadałam, projekt był robiony w ramach kung-fu. Lubię przy każdym projekcie ulepszać swoja technikę, poznawać nowe patenty. Tym razem zwróciłam baczna uwagę na łączenia kolorów - uskoki są prawie niewidoczne, również przy pliskach robionych ściegiem francuskim. Poadto pierwszy raz zastosowałam patencik na ładne zamykanie robótki, tak aby połączenie okrążenia nie było widoczne.Niby banał, każda dziewiarka robi to intuicyjnie swoim sposobem, ale ten(klik) bardzo mi się spodobał.

No i na ostatek nie mniej ważna rzecz - ładne wykończenie dekoltu. W dotychczasowych egzemplarzach szpic dekoltu wyciagał nieładnie dzianinę do góry, co bezlitośnie obnażał pasiasty układ kolorów. Okazało się, że zazwyczaj przyjęta przeze mnie proporcja dobierania oczek z brzegu dzianiny, czyli 2:3, nie działała - dobranych oczek było za mało. Dla tego projektu przyjmuje się proporcję 3:4, czyli 3 oczka dobrane na 4 rzędy dzianiny. I wyszło zadowalająco.
Szarą Urodzinową poszerzyłam o 10 oczek względem wzoru kierując się doświadczeniem. Dotychczasowe były dość wąskie, przez co "starczały na krócej" (bo dzieciaczki rosną baaardzo szybko). W rezultacie otrzymałam ubranko trochę za duże, do noszenia od jesieni. Ale kto by się tym przejmował ;-)


Kamizelka wydziergana została z Cashmiry od Alize. Zużyłam 160 gramów.

piątek, 1 marca 2013

Myk do sprawdzenia

Jak zrobić, by brzeg dzianiny dżersejowej się nie rolował? Jest kilka sposobów uzywanych powszechnie, jak na przykład zakończenie robótki ściegiem francuskim, czy ściągaczem, albo podwinięcie pliski. Znalazłam przypadkiem myk (cóż, że szwedzki), któremu dam szasę przy następnej okazji. Niewykluczone, że wystarczy zrobić pliskę metodą twoends. Dla ciekawych, co to za zwierzę, odsyłam do Iwony Eriksson, autorki bloga Drutoterapia, która przygotowała świetny kurs dziergania twoends (kurs jest po polsku i bezpłatny).
 

Sam zaś patent znalazłam przez szatańskiego pinteresta, który przeniósł mnie w to miejsce (klik) (skąd pożyczyłam zdjecie).