niedziela, 17 maja 2015

Speedy Gonzalez czyli eksperment farbiarski

Kiedyś zrobiłam eksperyment, żeby sprawdzić, czy dam radę uprząść trochę wełny. Uprzędłam. Zwinęłam. Schowałam.Za mało jej było, żeby do czegoś użyć. Ale przypomniałam sobie o niej, kiedy mnie sparło na farbowanie wełny. Do eksperymentów - jest w sam raz.
Jak się poczyta tu i tam, to się okazuje, że kuchnia obfituje w wyposażenie i materiały do podobnych prac. Jest patelnia do paelli, jest ocet, są barwniki spożywcze (u mnie pozostałości po Wielkanocy - barwniki do jajec). Wełnę namoczyłam, ułożyłam i... co ja wam będę opisywać, sami popatrzcie:


Pojechałam po bandzie i wrzuciłam wszystko - jak eksperyment, to eksperymentujemy, prawda?


Po drodze dochlupnęłam więcej octu, bo coś sytuacja była blada. Jak chwyciło...


...to wylazło z garnka coś takiego:






Ale czy z takiej pstrej włóczki da się w ogóle coś zrobić? przyznam szczerze, że dotychczas nie wyobrażałam sobie swetra z takiej ciapatej włóczki. No ale właśnie zaczęłam sobie wyobrażać. Prosty, luźny krój, raglan. Takie ciepełko na jesień.



Akurat tej włóczki jest za mało, by coś z niej konkretnego zrobić, ale już zaraz, już niedługo pokażę wam wełnę inną niż wszystkie, która już u mnie jest i czeka na SPA ;-) 

A dlaczego Speedy Gonzalez? Bo mi farbowanie wełny chodzi po głowie już jakieś  pięć lat, od kiedy Marta z Zagrody popełniła wielce inspirujący i informujący post o swoich poczynaniach farbiarskich...