poniedziałek, 30 marca 2009

...aaaby być na bieżąco 2

Wróciłam z moich ukochanych Mazur, wprawdzie z podładowanymi bateryjkami, ale i z przeziębieniem. Jeszcze się tam zima panoszy, ale jakby mniej zdecydowanie.
Bocianów niestety jeszcze nie ma (w zeszłym roku o tej porze już sie szwendały po łąkach), za to są żurawie. I pięknie śpiewają (trąbią? tokują?).
Wielkie z nich bydlęta, pardon, ptaki. Odcisk żurawiej łapy w błocie, na który się natknęłam podczas łapania przeziębienia (spaceru), był wielkości mojej dłoni, a zaznaczam, ze nie jestem jakaś tam filigranowa.
Swterek z sowami się robi. To znaczy, robił się do soboty, kiedy po udzierganiu głównej częsci tułowia i pierwszego rękawa, zabrałam się za drugi. Klątwa jakaś. I druty na sztywnej żyłce :-/
Początkowo umierałam ze strachu, że sweter będzie dużo za duży, ale chyba będzie dobrze.
Z resztą, to się jeszcze okaże.

czwartek, 26 marca 2009

A nuż sweter?...

Wpadłam wczoraj do pasmanterii po czarną wełnę na zwykły kargigan, wypadłam z fioletową przeznaczoną na SOWY.
O takie : http://needled.wordpress.com/2008/11/22/owls/
Włóczka daje inną próbkę, niż ta z przepisu, więc pół wczorajszego wieczoru poświęciłam na arytmetykę stosowaną. Nudne to było i wkurzające, ale wiem, że się opłaca. Wydaje mi sie, że właściwie przeliczyłam. Obecnie znajduję się na wysokości 2 cm za ściągaczem (malutko, ale dziś w pociągu... mwahahaha!!! wreszcie na spokojnie poprzerabiam sobie te prawe oczka).

Zapewne wkrótce będę mogła zdać relacje z frontu robótkowego, bo druty 6mm fantastycznie szybko tworzą dzianinę, tylko jeszcze nie wiem, czy o zwycięstwie, czy o porażce...

@Brahdelt: odtwarzam późny piętnasty wiek (stroje z terenów o silnych wpływach niemieckich). Zaczęłam dopiero w tym roku, więc raczej nie minęłyśmy się na jakiejś imprezie. Ale sprawa jest otwarta, bo zaczyna mnie kręcić wcześniactwo, czyli XIII w. Pożyjemy - zobaczymy.

@Laura: już wiem, co z tymi oczkami. Poczatkowo robiłam prawe przekręcone a lewe heretyckie. Potem prawe prawidłowe i lewe heretyckie. Obecnie chyba wszystkie idą poprawnie. Jak dorwę aparat, pokażę, a co!

środa, 25 marca 2009

...aaaby być na bieżąco.

1) mitenki w moim ulubionym bakłżanowym kolorze zostały udziergane jeszcze w niedzielę. Nie podobają mi się. Miałam w planach wykończyć je szydełkiem jakimś fajnym wzorkiem. Nie cierpię szydełka. Wprawdzie zrobiłam już coś na kształt prymitywnej koronki na jednej mitence, ale efekt... >__<
Więc chyba nie będę ich nosić. Ani nie uszczęśliwię żadnej ze znajomych czymś takim. Chyba je spruję, ale muszę jeszcze nad tym pomyśleć, utwierdzić sie w przekonaniu, że to słuszne rozwiazanie.
2) wczoraj znowu kupiłam kilka motków włóczki w różnych odcieniach niebieskiego. Znowu za mało, by zrobić z tego cos konstruktywnego (sweter na przykład...). Natomiast wielkim plusem wczorajszej wizyty w mojej ulubionej pasmanterii była możliwość dowiedzenia się, co, do ciężkiej cholery, robię źle. Albowiem nić prowadzona prawymi oczkami tworzyła jak najbardziej poprawną falę, ale już prowadzona lewymi oczkami formowała się w cudną cykloidę. Wprawdzie dzianina zrobiona w ten sposób na zalety (nie rozciąga się koszmarnie, ale tylko trochę), ale ten "splot" działa tylko w ściegu dżersejowym.
Tak więc zaczynam robić czapkę na okrągło samymi leymi, coby przywyknąć.
3) będzie nowa knajpa w Warszawie na ul Brzozowej (koło Kamiennych Schodków, na Starym Mieście)wprawdzie nie wiemy jeszcze, jak będzie się nazywać, ale już wiemy, co się będzie działo. A dziać sie będzie najprawdopodobniej od początku maja.
Po trzech latach walki z systemem...
4) a jutro wycieczka na moje ukochane Mazury. I całe szczęście. Wrócę z kilogramem krówek oleckowskich, pętęm kiełbas ze sklepu litewskiego i naładowanymi bateriami.

niedziela, 22 marca 2009

Doniesienia z frontu



Po pierwsze, spreparowałam nowe jajco. Tym razem koronka zrobiona jest białą nicią. Jako że podobno należę do homo sapiens sapiens, z ostatnich prac wywnioskowałam, że taką koronkę dobrze jest robić od góry oraz że lepiej jest robić ja w częściach. Po obleczeniu plastikowego jajca koronką dopadły mnie jeszcze dwa dodatkowe wnioski. Mianowcie, dobrze jest wpakować do jajcowej foremki coś wypełniającego w kolorze kontrastowym do koloru koronki, oraz że dużo ładniejsze koronki wychodzą na mniejszych jajcach (male są wielkości kurzego, duże - gęsiego jaja). Po prostu tak koronka jest zbyt filigranowa, by zapełniać nią duże powierzchnie, a jeszcze nie nabyłam biuegłości w tworzeniu wzorów tą techniką.

Po wtóre, zabrałam się za mitenki. Najpierw zaczęłam je robić na okrągło wieloma drutami. Zaczęła tak, ponieważ już wcześniej nauczyłam się tej metody podczas robienia moich pierwszych rustykalnych rękawiczek. jednak, i ole wtedy mnmogość drutów mi nie przeszkadzała, o tyle teraz tworzenie ściągacza stanowiło prawdziwą mękę. Dlatego, nie skończywszy pierwszej, zabrałam sie za drugą, ktorą robie na dwóch drutach. Będzie z szwem. Trudno. Planuję wykończyć je ażurowym wzorem, co niestety będzie oznaczało konieczność przełamania niechęci do szydełka. Jak trzeba-to trzeba.

Po trzecie, w toku jest kolejny szalik. Tym razem dla mnie. Mohair na drutach 10mm. Prawie jak wzór ażurowy* . Robi się fantastycznie szybko, ale ostatnio jakoś nie mam do tego melodii.

Na pocieszenie zrobiłam zdjęcie szlika dla mamy, tym razem wersja w ciepłym, słonecznym świetle.

Przyłapałam na goracym uczynku Prosiaka. Wieprz, małpuje tylko. (Prosiak ma na głowie czapkę - mój pierwszy eksperyment z wzorami reliefowymi, własnoręcznie zapeojektowanymi. O!)






*)-"prawie" robi dużą różnicę, ale jak się nie umie co się lubi to się lubi, co się umie.

czwartek, 19 marca 2009

Casablanca


Bardzo lubię kino Iluzjon, ponieważ można tam zobaczyć filmy, jakch nie widuje się w innych kinach, a nawet w telewizji. Iluzjon puszcza filmy ze zbiorów Filmoteki Narodowej, co ma swoje dobre i złe strony. Z jednej strony zbiory te są bardzo bogate, z drugiej strony z dobrodziejstwem inwentarza trzeba przyjąć fatalny nieraz stan kopii filmowej.
Jest jeszcze jedna cecha filmów, puszczanych przez Iluzjon, zwłaszcza tych, ktore były tłumaczone do końca lat 80, mianowicie cenzura.
Wczoraj oglądalam "Casablancę". Kiedy wraz z małżonkiem dostaliśmy się do budynku mieszczącego kino, okazało się, że kolejka do kasy zwija sie w serpentynę. To było zaskakujące, albowiem zdarza się, że na projekcję do Iluzjonu przychodzi mniej niż 10 osób. Sala kinowa była pełna - głównie młodzi ludzie w parach, oraz nieliczne starsze pary.
Z niewiadomych mi przyczyn "Casablancę" okrzyknięto arcydziełem kinematografii.
Wdedług mojej oceny jest to po prostu niezły film popularny. Ma ładne zdjęcia, ładnych bohaterów głównych, ładny happy end. I dziwaczny scenariusz. Jakby twórcy nie mogli się zdecydować, czy chcą pokazać Casablancę, romans pięknej pary, czy może ma to być film wojenny, lub zaangażowany ideologicznie - więc pokazują wszystko na raz.
Za to za prawdziwy smaczek tej projekcji uważam dziury w tlumaczeniu, spowodowane cenzurą komunistyczną właśnie. To daje do myślenia. Ocenzurowano, w każdym razie, wszystkie dialogi, ktore odnosiły się do wolności i Ameryki.
Ciekawe, jak film był odbierany 60 lat temu...