poniedziałek, 13 lutego 2012
Urok chwili
Ten biały puch opadający leniwie z chmur jest tak mięciutki i lekuchny, że aż by się go chciało... prząść.
sobota, 28 stycznia 2012
Hurtem
Dzisiaj hurtem. Mam z aparatem ciche dni, więc są problemy z bieżącym raportowaniem o stanie robótek. A posty robótkarskie bez jakiejkolwiek ilustracji to jak opowiadanie o jedzeniu. Niby się da, ale bez organoleptycznego badania to jednak nie to samo. Więc daję hurtem, po interesownej wizycie u mej kochanej siostry.
Na pierwszy rzut - wzory norweskie. Mój pierwszy duży projekt.Powstał jako próba twórczego zagospodarowania złogów włóczki, dodam, ze próba udana. Materiał stanowiła norweska wełna Superwash Ullgarn, kupiona w moim ulubionym sklepiku. Ponieważ jest w kolorze zarypiastego błękitu, wymagała pewnych dodatków tego i owego, by złagodzić pierwszy szok estetyczny. Stąd pomysł na wzór wrabiany.
Podczas pracy długo biłam się z myślami, czy starczy wełny na sweter, czy też bezpieczniej będzie zrobić tuniczkę. W końcu druga koncepcja zwyciężyła. I dobrze.
Góra tuniki robiona według wzoru, na dole zaś dodawałam po cztery oczka co circa dwunaste okrążenie, cztery (albo pięć?) razy. Dolny brzeg podwinęłam, żeby się nie rolował.
Przy wykańczaniu po raz kolejny doceniłam efekty blokowania. Nierówności magicznie zniknęły, oczka za ścisłe i za luźne przestały się rzucać w oczy i w ogóle całość wypiękniała. Ach.
Na pierwszy rzut - wzory norweskie. Mój pierwszy duży projekt.Powstał jako próba twórczego zagospodarowania złogów włóczki, dodam, ze próba udana. Materiał stanowiła norweska wełna Superwash Ullgarn, kupiona w moim ulubionym sklepiku. Ponieważ jest w kolorze zarypiastego błękitu, wymagała pewnych dodatków tego i owego, by złagodzić pierwszy szok estetyczny. Stąd pomysł na wzór wrabiany.
Podczas pracy długo biłam się z myślami, czy starczy wełny na sweter, czy też bezpieczniej będzie zrobić tuniczkę. W końcu druga koncepcja zwyciężyła. I dobrze.
Góra tuniki robiona według wzoru, na dole zaś dodawałam po cztery oczka co circa dwunaste okrążenie, cztery (albo pięć?) razy. Dolny brzeg podwinęłam, żeby się nie rolował.
Przy wykańczaniu po raz kolejny doceniłam efekty blokowania. Nierówności magicznie zniknęły, oczka za ścisłe i za luźne przestały się rzucać w oczy i w ogóle całość wypiękniała. Ach.

Kolejny projekcik to kamizelka udziabana z Baśki - podwójną nitką na drutach rozm. 6 według tego wzoru. Była nagła potrzeba wzbogacenia garderoby Króliczka, potrzeba została szybko zaspokojona, ale Baśka solo w tym kolorze wyglądała co najmniej niezadowalająco, co z resztą Króliczek dał mi do zrozumienia, usiłując wyjść z kamizelki przy każdej nadarzającej się okazji. Nudny, majtkowy błękit, niemalże babski, w zupełnie neutralnym dizajnie potrzebował pilnie lekkiej nutki dekadencji.
Stąd pomysł na rybki:
Stąd pomysł na rybki:
Wykonanie jakie jest, każdy widzi. Mój związek z szydełkiem jest jeszcze młodziutki, a postępy nieśmiałe. Ale nareszcie kamizelka zaczęła wyglądać, a Króliczek - nosić. I o to chodziło.

Na samym zaś końcu przedstawiam komplecik z Azteki dla dziecka jedno- lub dwuletniego, wyrób zeszłoroczny. Golfik wg przepisu Truscaveczki, czapa to moja własna improwizacja. Przy okazji widać, jak wygląda Azteca po roku użytkowania - ściągacze paskudnie się rozłażą. Gratuluję sobie czapy, bo jest i ciepła, i przez małą właścicielkę kochana. Niech żyją wielkie pompony!
Natomiast obecnie mam przestój robótkarski. Ciągnie mnie do dłubania, ale jakoś ciężko idzie z realizacją pomysłów, więc co narzucę oczka, to zaraz pruje. Mąż twierdzi, że widocznie spadł mi poziom lanoliny we krwi. Kto wie? Może?
czwartek, 19 stycznia 2012
niedziela, 1 stycznia 2012
Noworoczny spacer
Dziś same zdjęcia.
Wybraliśmy się na noworoczny spacer, bo i pogoda była iście noworoczna - lekki mróz, słońce i obłędnie błękitne niebo. Do tego szadź. Sami zobaczcie:
Uwaga, po raz pierwszy od wydziergania, moja (wciąż nie dokończona) makówka.
Jest ulubiona :-) Nie mogę się zdecydować: guzik, czy kwiatek?
***
Wszystkiego najlepszego!
***
piątek, 30 grudnia 2011
Międzyświątecznie
Pozdrawiam międzyświatecznie z leśnych ostępów, gdzie internet rozwozi się beczkowozami a orły bieliki robią w charakterze ptactwa przydomowego.
Międzyświątecznie, bo same święta ledwo zauważyłam, i to nawet nie ze względu na znaczne oddalenie od cywilizacji, tylko z powodu ostrej infekcji zatok. Nie byłam z resztą w tym stanie odosobniona. Dokładnie to samo mieli wszyscy pozostali członkowie rodziny, za wyjątkiem Króliczka, który rozłożył się na ospę. Więc mimo pysznych potraw, opłatka i kolęd święta ledwo zauważyłam. I dopiero parę dni po Wigilii zorientowałam się, że nawet nie poczułam zapachu choinki... Z resztą nadal nie czuję.
Ale dość użalania się nad sobą. Skoro bowiem mam (znowu!) chwilkę, pochwalę się, że się szydełkować nauczyłam. SIC!
Szydełko było przez długi czas przedmiotem mej tęsknoty i nienawiści zarazem. Nijak nie potrafiłam pojąć, co to, jak to. Każda wzmianka we wzorku druciarskim o szydełku wzbudzała frustrację a coroczny wysyp szydełkowych gwiazdek - tęsknotę. Sytuacja była dla mnie bardzo trudna, bowiem zazwyczaj, za co nie chwycę, samo mi z rąk spływa. Żadna nowa umiejętność nie sprawiał mi problemu. Oprócz szydełkowania, które powszechnie uważane jest za banalnie proste.
Ale się zawzięłam. Spędziłam popołudnie z książką, szydełkiem i nitką w garści i, o rany!wyszłam poza dwa pierwsze rzędy! i następne! i skończyłam motyw!
Asem jeszcze nie jestem, ale całe dwie gwiazdki udało mi się ulpątać. Nie pokażę ich na razie, bowiem gwiazdki zostały podarowane, zanim zdążyłam sfotografować. Zdjęcia będą za kilka dni.
A poza tym, kiedy tylko zaraza trochę odpuściła, rzuciłam się na wzory norweskie. Zabawa kolorami spodobała mi się przy rękawiczkach, bakcyl się zadomowił. I dłubię. Najciekawsze momenty mam już za sobą, pozostała wykończeniówka w postaci korpusu i rękawków. A ponieważ nie starczy włóczki na chłopięcy sweterek, będzie dziewczęca tuniczka w tym samym rozmiarze. I też dobrze.
***
A z okazji zbliżającego się Nowego Roku życzę, żeby się wam udawało. O!.
Subskrybuj:
Posty (Atom)