czwartek, 3 kwietnia 2014

Nadal wiosennie, czyli mały zielony

Nadal wiosennie, bo w zielonym kolorze, z żółtym akcentem, czyli prawie jak łąka z małym kaczeńcem. 
Sweterek powstał według tego wzoru:
z wełny Merino Extra Fine Dropsa. Sweterek powstał z potrzeby chwili. Urodziła nam się Córa, od razu wyrośnięta, z co mniejszych rzeczy. Ze sweterka, który wydziergałam przed jej urodzeniem również. Machnęłam więc większy w międzyczasie.


Jeśli chodzi o włóczkę, jest bardzo dobra. Miękka, niegryząca, mięsista. Daje ładne, równe oczka i nie rozwarstwia się. No i można prać ją w pralce.
Wzór również ładny, chociaż mało szczegółowy. To znaczy, po rozdzieleniu rękawów i tułowia dziewiarka musi zdać się na własne wyczucie. Ja miałam akurat łatwiej, bo Modelka pod ręką, mogłam przymierzać do woli. Nie trzymałam się też ściśle treści wzoru, posiłkowałam się wskazówkami użytkowniczki sofiecat. tak, by otrzymać rękawki trochę szersze a tułów węższy, przez co sweterek jest lepiej dopasowany.


wtorek, 18 marca 2014

Ja i szydełko? - czyli u mnie już wiosna.


W życiu bym nie powiedziała, że będzie nam po drodze. Ale że mam hopla na punkcie kolorów i jestem zawsze pod wrażeniem niesamowitych możliwości, jakie dają zestawienia rozmaitych wzorów "babciokwadratów", to się zawzięłam i wyszydełkowałam łączkę:


Największą trudność w tym całym projekcie sprawił mi wybór włóczki, a konkretnie, lichy wybór włóczki dostępnej w Polsce. To jest wyzwanie: znaleźć materiał który by wytrzymał intensywne użytkowanie, był przyjemny dla skóry i przyjazny dla kieszeni. A kiedy już się znajdzie odpowiednią włóczkę, okazuje się, że kolorystyka odpowiada listopadowej brudnej szmacie. W plebiscycie na materiał odpowiedni na kocyk wygrał Jeans Yarn Artu, który jednak kompletowałam w kilku sklepach internetowych.
A potem - szydło w dłoń i do pracy. Powstał kocyk niemowlęcy ze 100 kwadratów, obrębiony rzędem półsłupków i rzędem oczek rakowych, w rozmiarze 80x80 cm. 


Byłby kocyk może i większy, bo dziabanie tych kwadracików, wszywanie nitek i zszywanie wszystkiego do przysłowiowej kupy znajduję relaksującymi, ale wyszła mi nitka w kolorze ciemnoniebieskim, a dokupować trzeci raz włóczki nie zamierzałam. Chociaż nie wykluczam w przyszłości powiększenia kocyka do rozmiarów typowego pledu. Kto wie, co się może zdarzyć.


Ponieważ w szydełkowaniu jestem początkująca, musiałam się posiłkować samouczkiem, który znalazłam na tej stronie (klik) ( a mówiąc szczerze, najpierw przez szatańskiego pinteresta trafiłam na tę stronę, a potem zachorowałam na wzór sunburst square). Przy okazji znowu robię błąd, wielki błąd, ucząc się szydełkowania po angielsku. To najszybsza droga do stania się analfabetą robótkowym w ojczystym języku (a kto z dziergających po angielsku nie narzeka na małą klarowność polskojęzycznych instrukcji, niedostateczne nazewnictwo i temu podobne?).

wtorek, 5 listopada 2013

Dobrze powiedziane


Czasami małżonek dopytuje się, po co mi to całe włóczkomaniactwo, ciągle tylko przerabiam i pruję, ciągle coś zaczynam i porzucam, ciągle robię zakupy włóczkowe. A odpowiedź jest jedna - to nie hobby, to umiejętność niezbędna do przeżycia w świecie postapokaliptycznym!


I to nie jest żaden żart. Kolekcjonuję sobie umiejętności uwzględniając powyższe. Oczywiście nie mam paranoi, ale dociekanie, z czego i jak ludzie kiedyś wytwarzali przedmioty niezbędne do przeżycia nie tłumaczy się tylko ciekawością i zamiłowaniem do historii.
Co o tym myślicie?

czwartek, 26 września 2013

Prehistoria

...no bo jak inaczej w dobie mediów elektronicznych nazwać informację sprzed pół roku?
A właśnie pół roku temu udziergałam sweter dla Króliczka, w kolorze, który miał przywołać ociągającą się wiosnę. Ktoś jeszcze pamięta tą śnieżną i mroźną Wielkanoc i kilka następnych tygodni, o których z uwagi na panującą wówczas aurę lepiej nie mówić, żeby nie wypsnęło się coś brzydkiego?


Sweterek zrobiony został z włóczki szacher... tj Extra Merino Schachenmayr na drutach 3.25 i 3 mm, według wzoru Justyny.
Obejrzyjcie koniecznie tablicę z dotychczas wykonanymi wg tego wzoru sweterkami:
A jeżeli ktoś z was miałby ochotę wydziergać podobny, to jeszcze do końca października może się załapać na KAL, czyli wspólne dzierganie z nagrodami. Po szczegóły zapraszam tu: http://www.ravelry.com/discuss/letes-knits/2681036/1-25

czwartek, 25 kwietnia 2013

Jestę ceramikię

Nigdy nie mam dość, jeśli chodzi o uczenie się nowych technik. Chwilowo dłubanina w nitkach mnie nie nęci, a moja ulubiona miseczka do nudli się stłukła, więc sami rozumiecie - musiałam trafić do pracowni ceramicznej. Dodam, że pracowni klymatycznej, bo mieszczącej się w podwórku kamienicy na warszawskiej Pradze, takiej z kapliczką Matki Boskiej, artystycznymi malunkami na ścianach i lokalnym dilerem. 
Z kozą w charakterze ogrzewania zimą. 
U Marty ^__^



Po czterech zajęciach, gdy już nieco wyczułam, o co biega, stwierdzam, że glina to fantastyczny materiał. Przy zachowaniu pewnych zasad da się w stosunkowo krótkim czasie stworzyć coś od zera, a więc jest zupełnie inaczej, niż z dzianiną wykonywaną ręcznie. Z bezkształtnej, plastycznej masy stworzyć przedmiot użytkowy lub durnostojkę. Można zrobić przedmiot o konserwatywnych kształtach i szkliwem nadać "pazur", czy inną tam "nutkę dekadencji".
A jaki to masaż dla zwojów mózgowych! Po całym dniu zajmowania się w pracy zupełnie abstrakcyjnymi rzeczami, które jeśli już dają poczucie satysfakcji, to równie abstrakcyjne, można zrobić RZECZ. Można ją dotknąć, przełożyć myśl na ruch mięśni, ukształtować. Dotykać. Mieć na zawsze albo stłuc. Odczuć satysfakcję opartą o realny przedmiot, wykonany własnoręcznie.
Moje najpierwsze prace są już wypalone "na biskwit", to znaczy - są gotowe do nałożenia szkliwa. Jedna z nich będzie do... drutów ^__^
Na razie nie mam zdjęć gotowych rzeczy, ale nie omieszkam się pochwalić, jak tylko będę mogła.

Tymczasem lecę blokować zielony sweter. Do zobaczenia wkrótce.