środa, 17 października 2012

Najeźdźcy z Kosmosu - finisz

Najeźdźcy z Kosmosu wylądowali ;-) Udało mi się skończyć ten projekt, z resztą już jakiś czas temu. Rzeczywiście, zmuszenie się do zrobienia arcynudnych rękawów wymagało trochę wysiłku, ale warto było. Sweterek od razu po zszyciu i wciągnięciu nitek stał się ulubionym...


...chociaż dopiero blokowanie odsłoniło całą jego urodę.


Pomimo lekkich niedociągnięć (kto dzierga, musi się zmierzyć z pierwszm wszywaniem rękawów...) sweterek okazał się genialny. Jest chętnie noszony noszony przez Dziecia i z zadowoleniem oglądany przez Mamę Rękodzielniczkę.





Garść faktów:
Dziergany z wełny Idun, zeszło 3 motki i trochę, oraz jakieś resztki białej i zielonej. Tej zielonej zwłaszcza sobie gratuluję, bo znakomicie ożywia całość.
Druty - 4 mm i trojki do ściągaczy. I musze przyznać, że coraz mniej lubię małe rozmiary drutów, czwórki to obecnie u mnie podstawowy rozmiar.

***
Chciałam Wam bardzo podziękować za wsparcie, okazane w komentarzach do poprzedniego postu. Mamy teraz trudny okres, ale jest już trochę lepiej. Już sobie tego raka przerobiliśmy w głowach, trzyma nas w pionie rutyna. Zwykły plan dnia wykonywany drobiazgowo, a w niego wpleciony plan leczenia.
Na razie raczysko jest pod kontrolą, chociaż wiadomo, że leczenie będzie długi i że bez przeszczepu szpiku kostnego się nie  obejdzie. Czekamy na info z Poltransplantu. 

***
Jeżeli koś z Was, czytelników, chciałby zostać dawcą szpiku kostnego, powinien udać się do punktu rekrutacji dawców szpiku. Lista takich punktów oraz podstawowe informacje znajdują się na stronie http://www.szpik.info/

środa, 10 października 2012

Czapka Parrotfish/Pomatomus

Mój ostatni dziergaczy projekt to czapka Parrotfish / Pomatomus.


Muszę przyznać, że bardzo spodobał mi się ten wzorek. Chociaż dzianina wygląda na skomplikowaną, sam wzór to bułka z masłem – ściągacz z przekręconymi prawymi oczkami, modelowany tu i tam narzutami i oczkami zebranymi. W zasadzie robi się samo, nie trzeba siedzieć z nosem we przepisie, widać jak oczka schodzą z drutu i co robić dalej. Powiem więcej, w razie drobnego błędu da się oczko w razie potrzeby to dodać, to ująć bez psucia ogólnego wyglądu. Myślę, że ten wzór jest świetny dla początkujących. Starannie wykonana dzianina (i mam tu na myśli po prostu wszycie nitek po zakończeniu robótki) wychodzi dwustronna – prawa z wyraźnie zaznaczonymi rowkami i lewa, łagodniejsza. Można nosić tak albo inaczej w zależności od nastroju.
Dla potrzeb tego projektu musiałam zmodyfikować nieco wzór, co również okazało się łatwe. Ponieważ dysponowałam włóczką grubszą, taką na druty 3,5-4, a nie chciałam zaburzać  wykończenia czapki we wzorze (wychodzi fajny kwiatek), więc zmniejszyłam „łuskę” o dwa oczka. Na czapkę nabrałam 120 oczek, dalej leciałam jak przepis nakazuje i po dwóch powtórzeniach schematu zabrałam się za zakończenie. W ostatnich kilku rzędach zmniejszałam liczbę oczek bardziej dynamicznie, bo o dwa za jednym zamachem, co z resztą nie wpłynęło na wygląd czapki.


Czapka ta powstała w konkretnym celu – ma stanowić ochronę przed chłodem i ciekawskimi spojrzeniami moją siostrę, która właśnie zaczęła chemioterapię.  Dlatego też wszystkie narzuty we wzorze przerabiałam jako oczka przekręcone. Prześwity nie są w tym wypadku mile widziane…
W planach mam jeszcze jedną czapkę „po chemii”, ale jeszcze się nie zdecydowałam na wzór. Wciąż jednak nie zabrałam się z zaplanowane farbowanie, bo dysponuję na ten cel włóczką jedwabną w kolorze „uprałam majtki z czymś niebieskim”, niezbyt pasującym do bladej cery.
Zdjęcia, niestety, mocno takiesobie, a i lepszych nie będzie, bo czapka już za szybą na oddziale zamkniętym...

piątek, 5 października 2012

O królewskim romansie


Poleciałam wczoraj do Noveho Kina Praha (tak to się odmienia?) obejrzeć "Kochanka królowej", bo jestem wielką fanką Madsa Mikkelsena, filmów kostiumowych i Madsa Mikkelsena. Wspominałam o Madsie Mikkelsenie?
Film bardzo estetyczny, od pierwszej do ostatniej sceny, nawet egzekucja była ładna. Nie, nie oburzajcie się, że zdradzam wątki fabuły, wszak zostało to już dawno opisane w książkach traktujących o histori Danii w XVIII wieku. Aktorstwo na wysokim poziomie, nie ma na co narzekać. Muzyka przeciętna - nie przeszkadza, nie narzuca się, plumka sobie w tle.
I wszystko byłoby dobrze, gdyby film pozostał romansem kostiumowym. Niestety, jest romansem kostiumowym z pretensjami do dramatu historycznego, przy czym można odnieść wrażenie, że twórcy nie bardzo wiedzieli, czy chcą zrobić romans kostiumowy, czy dramat historyczny, więc zmiksowali trochę tego i tamtego. W związku z tym, pomiędzy ładnymi obrazkami a Madsem Mikkelsenem powiewa nudą. A sceny nachalnej agitki oświeceniowej, która służyła również za kanwę rodzącego się romansu między królową a królewskim medykiem to drewno w czystej postaci. Wyobraźcie sobie parę, której relacje zacieśniaja się poprzez przerzucanie się uproszczonymi regułkami zaczerpniętymi z książki do polskiego czy historii, z rozdziału o oświeceniu. Tylko obecność Madsa Mikkelsena na ekranie pozwala to przetrwać...

Dlaczego piszę recenzję filmu na blogu traktującym o robótkach? Ano, dlatego, że w filmie pojawia się dziergało. Widać je krótko na początku i na końcu filmu, w scenach z zesłania królowej Karoliny Matyldy. Królowa w tych migawkach pisze list  (będący narracją filmu), a jej ramiona chronione są od chłodu koronkowym szalem. Poluję dzisiaj cały dzień w sieci na jakieś screeny, niestety, bezskutecznie.
W każdym razie rekwizyt ów wydziergany jest na małych drutach (sądzę, że 2-2.5 mm). Jest to trójkąd dziergany jak baktus, z tradycyjnym drobnym ażurkiem na tle ściegu francuskiego, z bordiurką w ząbki, coś a la mój Nikolai. Muszę koniecznie dorwać jakieś fotki! I przegrzebać własne zbiory, bo jestem pewna, że mam gdzieś zapisany wzór na ażurek i bordiurę. 
Zajrzyjcie tu później, z pewnośćią uzupełnię niedostatek ilustracyjny posta.

Aha, i jeśli ktoś z was też już widział ten film, niech się podzieli wrażeniami :-) A gdyby ktoś z was był w posiadaniu zdjęcia owego dziergała, wzywam go do opublikowania go!