czwartek, 27 lipca 2023

Lato wszędzie...

 ...a mi tym razem udało się zrobić coś na sezon letni. Wystarczyło zacząć w styczniu, wiadomo. 

To zawsze był mój problem, że bawełną lubiłam bawić się latem, a wełną w chłodniejszych porach roku. Swetry i czapki wykańczalam w marcu, a fatałaszki letnie w środku roboty porzucałam na koniec sierpnia.

Lecz nie tym razem. Tym razem mamy, proszę państwa, sukces. Dobrze wykończone ubranie, odpowiedniego rozmiaru i na dodatek wycelowane akurat na początek sezony.

Fanfary.


Garść informacji szczegółowych:
Włóczka to whirl i kilka metrów whirlette tej niemieckiej firmy s... sh... sch... no, tej znanej. Szydełko 3,5mm i 4 do falbany.
Wzor z Ravelry modyfikowany w biegu na dziewięciolatkę to Nori dress, darmowy.

Do zobaczenia następnym razem.

poniedziałek, 27 czerwca 2022

Soczysty czerwiec

Maleńkie kłębuszki bawełny przerabiam na bardzo boho, soczyście kolorowy letni topik.


Mówię wam, jak to wkręca! 



poniedziałek, 13 czerwca 2022

Zeszłoroczny śnieg

 Zeszłoroczny śnieg, czyli czapki z minionego sezonu.

Mój niespodziewany dziewiarski powrót zaczął się od braku czapki. Ja to jednak lubię mieć ciepło w uszy, kiedy śnieg z deszczem zacina z ukosa. Dlatego zapragnęłam czapki, i to od razu żakardowej, żeby nie umrzeć z nudów przy pracy, a potem z zimna na dworze. Szybki przegląd zapasów dropsowej flory ujawnił mnogość kolorów, dlatego zaczęłam czapkę inspirowaną ceramiką bolesławicką. Bardzo mi się ta czapka udała. Po długiej przerwie w dzierganiu oczka przerabiały się gładko i radośnie, a względnie krótkie przejścia kolorystyczne zwalniały od dodatkowej roboty przy łapaniu nitki z lewej strony dzianiny. Bolesławicka wyszła jednak trochę na mnie ciasna, więc czapkę przejęła córka.

Jak córka przejęła czapkę, syn zechciał też jedną dla siebie. Ja dalej w klimatach żakardowych, więc zrobiłam prosty wzorek graficzny. Niestety, foto mam tylko po lewej stronie, bo synecki wrzucając kurtkę do prania nie wyciągnął czapki z rękawa, no a potem czapka była już za mała...

Na końcu zrobiłam czapkę która miała być dla mnie, ale też została czapka dla kogoś innego. Z tej czapki jestem szczególnie zadowolona, bo delikatny wzór i kolor ładnie grają ze sobą, a nawet trafiłam z rozmiarem. Wzór jest z książki Alice Starmore, włóczka to wciąż Flora z zapasów, druty 3mm, jak we wszystkich powyżej. 


Nawet "korona" czapki wygląda całkiem przyzwoicie:

Ostatecznie, jak ten szewc, co bez butów chodzi, nie zrobiłam w minionym sezonie czapki dla siebie. Cóż, będzie następny sezon ;-)

***

Do następnego.

niedziela, 29 maja 2022

Przydasie


Znalazłam w KIKu markery dziewiarskie. Przydadzą się. Są lepsze niż Lidlowe, nie tak sztywne i mają ładniejsze kolory. Jakościowo odbiegają jednak od standardowych markerów od KnitPro.



Ale spełniają swoją funkcję. 

***

Dziękuję każdemu, kto tu zagląda, komentuje. Wybudzanie bloga ze śpiączki to niełatwe zadanie, a wy w tym bardzo pomagacie. 

niedziela, 22 maja 2022

Małe rozmiary

 Parę lat temu, w ramach rozpieszczania wewnętrznego dziecka, kupiłam sobie kilka barbitek. Bez żadnego oszukiwania siebie, że "to dla córki". Zamierzałam nadrobić zaległości z dzieciństwa i trochę się pobawić w projektanta odzieży dla światowej kobiety. Z szyciem wprawdzie mi nie za bardzo wyszło, bo jednak, żeby ciuszek w skali 1:6 wyglądał schludnie, musiałby być uszyty na maszynie. Ja maszyny do szycia nie mam, dlatego mimo sporych umiejętności w szyciu ręcznym, wygląd ubranek mnie nie zadowalał. No cóż, zdarza się.

Za to dzianina wiele znosi i dobrze wygląda, jeśli się za bardzo nie odpuszcza staranności. Dlatego od czasu do czasu, gdy głowa nie pozwalała na dłuższe projekty, w jeden - dwa wieczory robiłam jakieś wdzianko dla lalki. Mam taką ulubioną projektantkę rzeczy lalkowych, Frances Powell, która  specjalizuje się w rzeczach w skali 1:12, do kolekcjonerskich domków dla lalek. Ostatnio projektuje więcej dla ludków w skali 1:6. Jej projekty są bardzo tradycyjne. Dużo dziergania w częściach i zszywania, klasyczne modele. Ale na klasycznym modelu można też porumakować i popuścić wodze fantazji.

Dla samej lalki Barbie zrobiłam klasyczny sweter w stylu aran. Docelowo model ma być na barbitkowego faceta, ale na barbitce o pełniejszych kształtach sprawdza się jako sweter oversize.



Oprócz maluchów 1:6 mam też ogromniastą lalę w skali 1:3, kupioną w czasach sprzed zarazy na chińskim portalu aukcyjnym. Jej też zrobiła kilka wcale udanych ubranek:

improwizowaną białą tunikę


jesienny komplecik (sweter wg projektu Frances, berecik mój)


 

oraz komplet zimowy, z którego jestem szczególnie dumna (sweter też wg Frances, czapka moja)


Dużą lalę nabyłam z ciekawości, jak to jest mieć taką azjatycką z kulkami w stawach, którą można dowolnie ustawiać do zdjęcia i odziewać wedle własnego widzimisię. W sumie fajny z niej model, lub raczej manekin, tylko jest strasznie wielka. Siedemdziesięciocentymetrowa lala potrzebuje jednak sporo miejsca, by móc ją fajnie ustawić do zdjęcia, a ja właśnie cierpię na braki w tym zakresie.

Muszę się jednak przyznać, ze z tego całego dopieszczania wewnętrznego dziecka wyciągnęłam jeden wniosek. Tak naprawdę wcale nie potrzebuję mieć lalek, a zależy mi na niewielkich szybkich projektach dziewiarskich. Nie tworzę sobie lalkowych historii, ich osobowości, image. Nawet nie lubię, jak mi siedzą na wierzchu w mieszkaniu, bo ciasno. Barbitki na codzień leżą na waleta w pudle, duża azjatycka w częściach w drugim. 

I chyba dlatego właśnie, jeśli chodzi o małe rozmiary robótek, przerzuciłam się na skarpetki.