Zagroziłam swojemu kołowrotkowi, że go oddam mojej mamie na podpałkę, bo fochy robił. Zaczął działać jak należy.
Ufarbowałam 100 gramów czesanki zwiniętej w luźny warkocz (tak naprawdę w tłusty łańcuszek szydełkowy) z inspiracji tutorialem Deborah z ChemKnits.
Ułożywszy czesankę wlałam najpierw czerwoną farbkę, odczekałam, aż się trochę wchłonie. Pokropiłam tu i tam żółtą, a po chwili wlałam farbkę niebieską. Przykryłam pokrywką i zdecydowałam nie mieszać, chcąc poznać możliwości takiej metody farbowania. Nie sfilcowałam (brawo!), wysuszyłam i przędę.
Po farbowaniu czesanka wyglądała tak: pyszne fiolety, przejścia kremowe (tam gdzie farbka nie dotarła) trochę ciepłych brązów.
Po przygotowaniu do przędzenia mamy taką śliwkową chmurkę.
Pojedyncze nitki gotowe do połączenia w jedną:
A pierwsza część gotowej nici wygląda tak.
Teraz jeszcze trzeba zrobić próbkę na drutach. A może od razu coś do noszenia?