Ostatnio zostawiłam was, moi czytelnicy, z cliffhangerem w
postaci już niemal ukończonego swetra. Otóż sweter ten szczęśliwie doczekał się
zszycia, plisek i guzików, oraz został przewieziony za morze w celu ogrzewania
mego grzbietu narażonego na kanadyjską, o miesiąc spóźnioną wiosnę.
Sweter ten, noszony tak namiętnie, ze niemal już znoszony,
nie doczekał się jednak przyzwoitych zdjęć. Dlatego dla celów jedynie
kronikarskich wrzucam fotkę samodziałową, która wprawdzie nie grzeszy artyzmem,
ale pozwala się domyślić podstawowych zarysów.
Wraz z nastaniem wiosny, już na ojczystej ziemi, zapragnęłam
za sprawą ravlowej grupy dziewiarek, zrobić sobie fifrak Hitofude z lnu. W tym
celu len zamówiłam, zrobiłam próbkę, wyszła bardzo satysfakcjonująco), nabrałam
oczka i odłożyłam.
Następnie, pod wpływem impulsu nabyłam na bazarze dziewiarek
(na fejsiku) grubszą bawełnę i zaczęłam z niej robić inny fifrak. Rządek po
rządku, bez specjalnego entuzjazmu ciągnę pracę do przodu, używając metody na
C. Inspirowałam się narzutkami haori. Zobaczymy, czy ostatecznie coś wyjdzie z
tego.
Poza tym od miesiąca usiłuję zrobić sweterek dla mniejszego
dziecka, bo już z Maczka wyrosło (sweterek dla starszego w formie rozgrzebanych
zwłok znajduje się oczywiście w szafie, skąd wypada na moją głowę od czasu do
czasu jak ten wyrzut sumienia).
Bardzo kręcą mnie sweterki z liściastym
karczkiem, bardzo jednak nie mogę trafić na wzór, który byłby odpowiedni. Może
kolejna próba się uda? A może po prostu zrobię powtórkę z wzoru Endless springcardigan?
W ogóle, sezon mamy taki, że matka dzieciom nie za bardzo ma
czas przysiąść na spokojnie do robótki. Czas chyba zamiast swetrów wygrzebać
szydełko i trzaskać elementy do kocyka, co go mam powiększyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz