czwartek, 30 kwietnia 2009

Nowa namiętność

Kwestia słowa "zapiątek" zostła ostatecznie wyjaśniona przez wujka Google. Z moich poszukiwań wynika, że słowo to zostało wymyślone przez pana Jana Hartmana w roku 2002 lub 2003 (tak przynajmniej twierdzi on na stronie http://www.kworum.com.pl/art1574,zapiatek_majowy.html), czyli, że jest to wyrażenie jak najbardziej współczesne.Czy nie wydaje się wam, ze jest to słowo dużo ładniejsze, niż "łikend"? Ja zamierzam go używać.A więc życzę udanego zapiątku.

A teraz coś z zupełnie innej beczki.



Mam ostatnio nową namiętność. "Vagabond".
Jest to manga, opowiadająca historię legendarnego wojownika, mistrza miecza, Miyamoto Musashiego. Znajduję w tej mandze to wszystko, czego oczekuję od dobrej pozycji: akcję trzymającą w napięciu i doskonałe, tak, DOSKONAŁE rysunki.
Powiedziałabym nawet, że ilustracje powalają na kolana. Autor Takehiko Inoue po mistrzowsku operuje akwarelą, tuszem, rapidografem. Spod jego rąk wychodzą obrazy o urzekającej kompozycji, narysowane realistycznie i dopracowan edo ostatniego szczegółu.




Akcja mangi opowiada o dojrzewaniu, doskonaleniu umiejętności wojownika i o "drodze miecza".Mangaka pokazuje zapierające dech w piersiach pojedynki - na słowa, na bokkeny (drewniany miecz do ćwiczeń), na miecze.
Piękne, choć bez mitologizowania ich znaczenia - w końcu pojedynek na miecze oznacza rany, krew, śmierć...
Manga ta jest wydawana w Polsce przez Mandragorę (http://komiks.nast.pl/nowosci/677//)
Ach, wracam do świata Musashi Miyamoto. Dzierganie nie ucieknie.





A wspominając o dzierganiu, przedstawiam legendarnego Latającego Potwora Spaghetti.


wtorek, 28 kwietnia 2009

Wkręcona w spirale...

Na początek fotka z dedykacją dla Matki Boskiej Macicznej.
Pantera upolowała dzika:



Miniony zapiątek* był przecudowny. Obfitował w słońce, soczystą zieloność pól i kwiecistość łąk, rajd rowerowy (ale z zamiarami mierzonymi na siły ^__^) i czas na robótki na wolnym powietrzu.

A działo się to z włóczki Idun (norweska, 100% wełny, 125m/50g), dorwanej w mojej ulubionej pasmanterii. Zapwne nigdy już na nią nie trafię. Ale co wyszperałam, to moje. Włóczka jest luźno skręcona, w odcieniu (?) "sól i pieprz", lekko sztywna. Dlatego też sugerowana przez Rene zabawa z fakturami w zamian za łączenie kolorów (i zabawę we wciąganie nitek) raczej nie będzie wyglądała wystarczająco efektownie. Spirale, ktorych rozplanowanie na swetrze zajęło mi tyle czasu i energii, zaginęłyby między oczkami.

No, tak to wygląda z przodu...


...i z bliska. Dopiero w tak zwanym trakcie wychodzi, jak wzór powinien być robiony. Może mam po prostu za mało doświadczenia w tych klockach. Niemniej pruć trzeci raz nie będę.

*)-Zapiątek to ponoć staropolska nazwa łikędu (albo łikiendu, jak mawia pani, wpadająca czasem posprzątać w biurze). Na ile staropolska i na ile jest to rzeczywiście nazwa (a nie wymysł szalonego polonizatora), niestety, nie wiem...

piątek, 24 kwietnia 2009

Sakura saku.

„Sakura saku”, jak mawiają japońscy studenci po zdanym egzaminie. Wyrażenie to znaczy: „wiśnia kwitnie”, a w znaczeniu przenośnym – „sukces”.
Fay Fay został ukończony a ja podbudowałam swoje ego. No bo jednak się da (to znaczy: ja mogę) zrobić coś nie obrażającego podstawowych odczuć estetycznych ani zasady staranności w wykonywaniu rękodzieła. ^__^
Nie byłabym jednak sobą, gdybym nie wprowadziła pewnych zmian do wzoru.
Szal robi się dwoma ściegami: „purse stich” i „openwork cross stich” (niestety, nie znam polskich nazw dla ściegów). Zmiany dotyczyły pierwszego.
W przepisie napisano: 1op, *1n, 2 ol razem*, 1op.
Ja robiłam narzut nie przerzucając włóczki nad drutem, tylko przeciągając ją pod nim, no i zamiast lewych (bleh...) dziergałam prawe oczka. Tak było łatwiej, mniej oczek gubiłam.

Tajemniczy Sweter Megalityczny, gdy się przyjmie punkt widzenia inny niż ma projektant (czyli ja), rzeczywiście może żywo pobudzać wyobraźnię. Spieszę z wyjaśnieniem zagadki.
Cały projekt jest w zasadzie dwuetapowy. Pierwotnie pomysł obejmował sweter dla mojego taty.
Mój tato od paru lat interesuje się między innymi sztuką megalityczną. Czyta, wodzi googlami po świecie, przegląda zdjęcia budowli kamiennych. Menhiry, dolmeny, kromlechy, kręgi kamienne i... SPIRALE ^__^
Spirale właśnie będą głównym bohaterem w najbliższych tygodniach.
Kiedy zabrałam się za podstawową wizualizację projektu (khem..., po prostu zrobiłam szkic), okazało się, że najpierw muszę zrobić sweter próbny, bo spirale zaczęły mi wyglądać bardzo teges, damsko.
A przecież nie chcę uszczęśliwić taty damskim swetrem w męskim rozmiarze.
Powiedzmy szczerze, mnie samej wzór zaczął się szalenie podobać, tak więc cały projekt obejmuje de facto dwa swetry. Zajmijmy się najpierw damskim.

Włóczka została upolowana:


i wypróbowana:



Teraz czeka mnie arytmetyka i geometria, czyli przełożenie obrazków na kod zerojedynkowy (włóczka szara, włóczka w innym kolorze).
A na koniec decyzja, czego bardziej nie znoszę:
- wciągania nitek -> sweter robiony dookoła, bez rozpięcia.
- oczek lewych -> sweter robiony „w te i wewte”, z rozpięciem.
A może mnie olśni, i wymyślę metodę robienia spiral bez oczek lewych i bez multiplikowania nitek do wciągnięcia.

czwartek, 23 kwietnia 2009

W międzyczasie

Oczekując na wykończenie szala Fay-Fay (który został przyszpilony do starej karimaty, więc wygląda niewyjściowo) odpowiadam:

Persjanko – ja uwielbiam oglądać dzieła sztuki, włóczyć się po muzeach. Akurat wizyty w Muzeum Narodowym w Warszawie są dla mnie jak odwiedziny u przyjaciela. Byłam tam już kilka razy i wiele razy jeszcze pójdę. Odwiedzam swoje ulubione dzieła z ekspozycji stałych, zaglądam na wystawy czasowe, za każdym razem odkrywając coś nowego.
Tym razem dowiedziałam się o istnieniu barwnika o złowieszczej nazwie caput mortuum (martwa głowa), czyli czerwonym pigmencie mineralnym (tlenek żelazowy otrzymywany z siarczanu żelazowego), który był stosowany w malarstwie od starożytności.

Brahdelt, wygląda na to, że dobre pomysły mogą się zrodzić niezależnie w kilku głowach ^__^. Jakiż ciekawy problem dla specjalistów od prawa autorskiego i praw pokrewnych (plagiat), hihihi...

Myszoptico, ja się Anubisa nie przestraszę. Wyznaję starą dobrą zasadę magii, w myśl której jeśli nie wierzę w magię, to jej nie ma. A zabytki sztuki egipskiej, choć głównie związane z pochówkami, są jednak piękne, nieprawdaż?

Fiubździu, Sowy powrócą. Niech no trochę okrzepnie mi samopoczucie, niech jeszcze raz wszystko przeliczę... Za bardzo podoba mi się ten projekt, by go porzucić.


Chodzi mi po głowie pewien pomysł. Choruję na tę rzecz od kiedy okazało się, że z moich drutów może zejść coś fajnego i użytecznego, coś, co nadaje się do pokazania ludziom.
Mianowicie o tajemniczy Sweter Megalityczny.
Na razie zrobiłam wstępny projekt rozmieszczenia wzorów. Teraz jeszcze tylko muszę posiąść odpowiednią włóczkę (bardziej wełnianą, niż mniej), przemyśleć zestawienie kolorów, przeliczyć i rozrysować...
A potem głęboki oddech i włóczka na druty.
Ale na razie sza...
Poluję na włóczkę.

sobota, 18 kwietnia 2009

Nowe wyzwanie - Fay Fay



Wpadłam w tryb porządkowania. Sprułam, co było do sprucia (Sowy, mitenki-bardzo-brzydkie i kremowy moherowy szaliczek). Zinwentaryzowałam włóczki, druty i przybory do szycia. Wywaliłam z szafy 1/3 rzeczy (wszystkie, nawet najfajniejsze ciuszki, w których nie chodziłam ani razu, oraz pozostałe, nie używane od conajmniej 2 sezonów).

Po tym, jak Sowy zamieniły się w schludne kłębki i spoczęły w szafie, poczułam głód czegoś nowego. Wprawdzie rano przy porannej kawie zrobiłam nową próbkę Sówek, tym razem z warkoczami i na większych drutach (7 mm), ale naprawdę muszę odpocząć od tej włóczki.
Podczas przeglądania sieci trafiają się różne ciekawe inspiracje. Dokonawszy przeglądu włóczek uznałam, że dobrze by było zabrać się za jakiś ażur, coś zwiewnego, skoro mam tyle moherków.
Padło na FayFay:

http://www.popknits.com/index.php/patterns/page/fayfay/

Tak więc zmagam się z nowym wzorem. Zmaganie to dpobre określenie, gdyż albo (znowu!) jestem jakaś niegramotna i czytanie prostego wzoru sprawia mi trudność, albo doznałam amnezji wybiórczej tyczącej umiejętności liczenia, albo coś jest nie w porządku ze wzorem.
.
.
.
Hahaha, jednak czytanie wzorów.
Właśnie się miałam publicznie poskarżyć, jaki to durny wzór jest, kiedy mnie olśniło.

Okej.
Zabieram się do pracy. Czuję że potrzebuję sukcesu. Choćby malutkiego...


A poza tym...
Byłam dziś w Muzeum Narodowym. Zawsze odkrywam tam coś, czego nie widziałam wcześniej. Dzisiejszym odkryciem była galeria eksponatów ze starożytnego Egiptu. Galeria jest wprawdzie mniejsza, niż w krakowskim Muzeum Czartoryskich, ale ma parę ciekawszych eksponatów. Jak na przykład łóżko z plecionką i podgłówkiem, podobnym do japońskich. Sporym zaskoczeniem dla mnie było, że trzcinowe kapcie (?) miały postać japonek.
Natomiast najbardziej z tej galerii podobał mi się drewniany posążek anubisa, przedstawionego jako siedzący szakal. Aż by się chciało mieć takie coś w domu *__*

I jeszcze: zaczyna się sezon odtwarzania historycznego. Czeka mnie trochę szycia. Jak się za to zabiorę, nie omieszkam zdać relacji.