środa, 10 listopada 2010

Mgła jesienna...

Nastała jesień. Przenikliwy chłód i wilgoć w powietrzu. Późne świty i wczesne zmierzchy. Gałęzie drzew utrzymują ostatnie liście w barwach brudnej, chłodnej żółcieni. To czas, kiedy najprzyjemniej zagłębić się w fotelu lub innym ulubinym zakątku, z kubkiem aromatycznej, gorącej herbaty i robótką - koniecznie wełnianą.

Także i ja zabrałam sie za dzierganie w jesiennej tonacji. Powstaje szal z delikatnego moheru w kolorze jesiennej mgły, według wzoru estońskiego. Dzierga się w melancholijnym tempie.
Wracam do mojej herbaty i drutów. Ciao.

czwartek, 7 października 2010

Singera opisywanie...

Po pierwsze i najważniejsze, serdecznie Wam dziękuję za tak szybki odzew i jednoczesnie przepraszam za zwłokę w odpowiedzi. Niestety, trochę trwało, zanim jednocześnie złapałam chwilę czasu i pełne baterie do aparatu.
Załączam słitaśne focie mojej singerki. Zaznaczyłam na nich, które elementy budzą moje zainteresowanie, ale to jest jak opisywanie nowego gatunku zwierzęcia bez znajomości podstawowej terminologii jak na przykład goleń czy łopatka.
Tak więc maszyna ma "takie cosie":




Seria otworków. Domniemywam, że dziurki 1-4 mogą służyć do naprawiania maszyny (w końcu mechanizm jest obudowany żeliwnym pancerzem). Podejrzewam również, że otworki 5 i 6 służą do mocowania elementu do nawijania nici ze szpuli na bębenek, ale sposób mocowania nadal jest tajemnicą. To znaczy, element, o który pytałam poprzednio, rzeczywiście pasuje w tym miejscu, ale chyba jeszcze czegoś do mocowania brakuje :-(




Pokrętła 1, 2 i 3. Numer 3 jak sądzę, do regulacji nacisku stopki na materiał, ale reszta?



Dalej mamy pokrętło 1 oraz otworek 2. Tabliczka z wybitymi numerami zaś niewiele jest pomocna przy ustaleniu daty produkcji, albo ja jestem kołowata i tego systemu oznaczania daty nie ogarniam umysłem. W każdym razie napis głosi: "R1101005".

Oświećcie mnie, proszę.

czwartek, 30 września 2010

Pomocy...

Zbiegiem okoliczności (czy szczęśliwym, to się jeszcze okaże) zostałam właścicielką tej oto piękności:


Stare Singery są moim bzikiem od dzieciństwa. U moich dziadków stała bardzo podobna maszyna. No i teraz mam własną.


Podobno od przybytku głowa nie boli, ale w zwiazku z powyższym przybytkiem wyłania się zagadnienie. Ładny przedmiot ładnym przedmiotem, w końcu antyk, jest czym przyszpanować. Nie mniej jednak dobrze by było, gdyby posiadał inne, poza estetycznymi, walory. Marzę o tym, żeby mieć DZIAŁAJĄCĄ starą maszynę Singera, a zarówno w antykach, jak i w maszynach do szycia jestem zupełnym lajkonikiem ;-)
Stąd moja prośba do czytelników: czy wiecie, w jaki sposób zidentyfikowac maszynę (data produkcji, model)? Jak poznać, czego brakuje (czegoś mi brakuje nad stopką, ale ponieważ się nie znam, nie wiem czego)? Skąd wziąć informacje na ten temat? I wreszcie - jak działa (gdzie te nitki się zakłada i tak dalej)?

Będę wdzięczna za każdy skrawek informacji, adresy stron czy forów internetowych, nazwy wydawnictw, rysunki, wyjasnienia - cokolwiek, co ułatwi doprowadzenie maszyny do używalności.
EDIT: zdjęcie części - co to, do czego służy i gdzie się to montuje?

Więcej zdjęć wkrótce - właśnie mi zdechły baterie w aparacie.

czwartek, 5 sierpnia 2010

Dłubię...

Mało ostatnio pisuję, za to dużo robię, w tym także trochę i na drutach. Na przykład tę liściastą chustę. Wzór wygrzebałam w Antique Pattern Library, spodobał mi się i postanowiłam rozkminić opis wykonania z 1950 roku, używając tego, co pod ręką, czyli pozostałości włóczki po Millefiori. Calkiem przyjemna robótka, z tym że, jak już wspominałam kiedyś, wolę szale które się robi od bordiury do środka. Stale zwiększająca się liczba oczek działa na mnie jakoś demotywujaco, więc nie wiem, na ilu powtórzeniach wzoru szal się skończy. Plan jest taki, żeby wykorzystać resztę wełny z tego nieszczęsnego byłego sweterka.

Prawie sto lat temu, czyli gdzieś koło maja, zaczęłam szaliczek Triinu z "Knited lace of Estonia". Wzór banalnie prosty, błyskawicznie zapadający w pamięć. Jak sobie zapamiętałam schemat w maju, tak już do niego nie muszę zaglądac, a szaliczek się dzierga po kilka rządków na tydzień. Bardzo przyjemna robótka, która w bardziej sprzyjających okolicznościach zostałaby skończona w ciagu dwóch-trzech dni. Na efekty końcowe czekajcie jeszcze jakieś cztery tygodnie.
Szaliczek robiony z resztek szpuli Shipwreckowej (trochę tej nitki jeszcze jest, na drugi na przykład Triinu).


Tak więc coś sie dzieje i dziać się będzie nadal. Na bieżąco śledzę nowości na Ravelry, na bieżąco zaglądam do swoich zbiorów włóczkowych.
Ostatnio wygrzebałam włóczkę z historią. Otóż w zeszłym roku wyjechalismy z małżonkiem i paczką do Szkocji w celu powłóczyć się po wrzosowiskach i pozażywać romantycznej aury, oraz w moim prywatnym celu - zdobyć ciekawe włóczki.
Jak już wspominałam, wyjazd udał się średnio - Króliczek już wtedy wdawał się we znaki, chociaż wcale go jeszcze nie było widać a włóczek przywiozłam mało, bo chociaż podróżowaliśmy po szkockim owczym Eldorado, to w lokalnych sklepach z mydłem i powidłem włóczki było jak na lekarstwo.
Poniżej włóczka, słynny Harris Tweed, z której ma powstać męski szalik.

Właściwie szalik miał powstać już zeszłej jesieni, ale kiedy miałam się za to zabrać, włóczka zmusiła mnie do sprintu w kierunku łazienki. Właściwie to Króliczek mnie zmusił. Miałam w czasie ciąży nadwrażliwośc na zapachy, na przykład na zapach lanoliny.
Po tym pamiętnym sprincie nie zaglądałam do szafki z włóczkami przez kilka miesięcy.
Było nie było, nadwrażliwość minęła, a ja przewinęłam wełnę z buchty w megakłębek i wkrótce wrzucę ją na druty.
To tyle, jeśli chodzi o relacje z frontu robótkowego.