Przedstawiam wam moje najświeższe nabytki/my new yummy yarns:
Odwiedziłam wczoraj mój ulubiony sklepik włóczkowy. Jest to bardzo niebezpieczne miejsce, małe, zaciszne, z dwoma li tylko szafkami włóczek, w swej podstępności ustawionych przystępnie. Jako, że jest to w zasadzie sklepik dyskontowy, dłuższych serii włóczkowych się nie uświadczy. Zwykle sukcesem zbieracza jest wyszperanie trzech-czterech motków jednego rodzaju włóczki. Zdobycie, powiedzmy, ośmiu czy dziesięciu - to najszerszy uśmiech losu. Za to włóczki to nie byle jakie. Główny asortyment to skandynawskie bądź angielskie "setki", rzadziej domieszki, natomiast akryle goszczą na półeczce "dziecięcej".
A ja już się nauczyłam, że jak jest coś smakowitego, to należy brać, niezależnie od bieżącego zapotrzebowania czy też pomysłu na wykorzystanie. Bo kiedy sie sklepik odwiedzi następnym razem, smakowitości i cudowności włóczkowych już może nie być.
Tak więc staję sobie zwykle koło półeczki i płynnym ruchem i bez mrugniecia okiem wyciagam to, to, tamto, o i jeszcze jedno...
Tym razem natchnęło mnie na oranże i barwy naturalne (dwa różowe motki wziełam już wychodząc - ach, ten kolor...) . Motki z metką to tweedy Rowana (!!!), pozostałe to włóczki norweskie, a włóczkowy deser przybrany jest mohairowym gratisem. Mniam!
Czas rozpocząć dzierganie drobiazgów na jesień i zimę.
Time to knit some atumn and winter accessories.
Uuuu, w takim układzie przewiduję w najbliższym czasie rozdęcie szaf, tudzież innych schowków :)))
OdpowiedzUsuńKreatywnosć ludzka nie zna granic. Zawsze sie znajdzie dodatkowy schowek. Ja znalazłam wczoraj mnóstwo miejsca koło półki z książkami.
OdpowiedzUsuńCzy było by nietaktem poproszenie Cię o zdradzenie lokalizacji tego sekretnego miejsca?:) Narobiłaś mi bowiem 'apetytu na włóczki'^_^.
OdpowiedzUsuńAleż proszę uprzejmie: ul. Andersa, pomiędzy przystankiem tramwajowym Muranów i Muranowska, po prawej stronie ulicy idąc od Śródmieścia w stronę Żoliborza.
OdpowiedzUsuńPasmanteryjka zwie sie "Cachel"
DZIĘKI:)))
OdpowiedzUsuńMmmmmm.... jakie smakowite włóczki. I te kolory! Też bym to wszystko kupiła, gdyby tylko w moim zasięgu się znalazło :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
widzę że nie tylko ja odwiedzam malutki sklepik na Andersa :) serdecznie pozdrawiam Jolate
OdpowiedzUsuńps. czyżbyś mieszkała gdzieś w mojej okolicy ?
Tak, mieszkam bardzo blisko Andersa, ale już nie długo :-/
OdpowiedzUsuńJuż za tydzień wyprowadzam sie na Ursynów, więc będę wpadać do sklepiku duuużo rzadziej
:-(
hmmm... kupiłam tam kiedyś motek kordonka - "Kaja" chyba się nazywał. Akurat tylko tam był w kolorze, jakiego szukałam. Kilka dni później okazało się że zapłaciłam dokładnie dwa razy tyle co w innych pasmanteriach. Tym sposobem to były moje jedyne zakupy w tym sklepie. Ale to było kilka lat temu. Może warto sprawdzić co się zmieniło...
OdpowiedzUsuńCeny się nie zmieniły - za pół kilo bardzo ładnej włóczki chcą 70 zł - ja wiem, że jakość, ale znam inne miejsca, gdzie za dobrą włóczkę w małej ilości płaci się o wiele mniej!
OdpowiedzUsuń