Czuję się jak na kampingu.
Nie chodzę do pracy, nie mam ciepłej wody, nie mam gazu. Do niedawna nie miałam również czajnika elektrycznego. Spożywamy zatem z małżonkiem suchy prowiant lub posiłki instant lub dania na przynos oraz zażywamy orzeźwienia kąpiąc się w strumieniach lodowatej wody (co się zmieniło na szczęście wraz z przybytkiem w postaci wzmiankowanego czajnika) - i tak od środy.
Normalnie brakuje tylko komarów, lasu i jeziora.
A to wszystko dzięki zwolnieniu lekarskiemu i remontowi gazociągu.
I feel like I'm on holidays, especially since last Wednesday.
I don't go to work, I don't have warm water nor gas in cooker.
Until Saturday I also lacked electric kettle. With my husband we're eating instant dishes and takeaway food. Every day we enjoy refreshment in ice cold water (which fortunately channged since we have electric kettle).
The only missing parts of this are mosquitos, forest and lake...
All of that thanks to sick leave and gas-pipe repair.
U mnie na Ochocie wieczorami pojawia się komar albo dwa, mogę złapać w słoik i Ci przesłać pocztą. *^v^*
OdpowiedzUsuńDziewczyny Kochane, na Bemowie-Boernerowie komarów cała masa, mnie na szczęście szczególnie nie lubią. Siostrzeniec ma 25 ukąszeń na jednej nodze i przestał liczyć kolejne:( Ja jako zaprawiona w bojach harcerka dobrze znoszę i suchy prowiant, i zimną wodę. Komarów natomiast szczerze nienawidzę(*_*). Pozdraiwam i jakby co mogę kilka kąsaczy podesłać:)
OdpowiedzUsuńA pamiętasz jak mieszkałam na Targowej? I ten remont nieszczęsny instalacji wodno-kanalizacyjnej? Miesiąc! I dziura w podłodze obok sracza - mogłam podglądać radiomaryjnego sąsiada...
OdpowiedzUsuńCo do komarów - zapraszam do Kobylandu. Też już przestałam liczyć ukąszenia na swoim ciele...