
A teraz do rzeczy. Na początek garść historyjek.
Historyjka pierwsza:
Wadłam kiedyś do polskiego sieciowego sklepu odzieżowego, który dla niepoznaki ma niepolską nazwę. Oczy moje dostrzegły niegłupi całkiem sweterek, ręce porwały, a nogi zaniosły do przymierzalni. Sweterek, jak mówiłam, niegłupi był i nieźle leżał. Ale był nienoszalny. Chyba tylko terminator o stalowej skórze mógłby bez zmrużenia okiem nosić tak gryzący sweterek. Patrzę więc na metkę i oczyy moje robią się wielkie ze zdumienia: X% sztuczne, kolejne X% sztuczne, jakieś 15 % wełna. Jak to możliwe?!
Historyjka druga:
Wpadłam innym razem do innego sklepu sieciowego, proweniencji włoskiej bodajże. Wydarzenia aż do przymierzalni potoczyły sie analogicznie, jak w historyjce pierwszej. Sweterek leżał i był wygodny. Rzut oka na metkę: 100% pure new wool, czyli sama owca. Sweterek ów posiadam od kilku sezonów i jestem wielce zadowolona. Pomimo, że jest to cienka dzianina, jest to najcieplejszy sweterek, jaki mam w szafie - taki do zadań specjalnych na najsroższą zimę. Pikantnym szczegółem jest to, że cena tego wdzianka nie odbiegała znacząco od ceny ciuszka z historyjki pierwszej.
Historyjka trzecia, pozornie bez związku z poprzednimi, również "sklepowa":
Jakis czas temu poszukiwałam bielizny wełnianej lub z tkaniny ze spora domieszką tego włókna. Nie powiem, bielizna tego typu bywa przydatna podczas wyjątkowo niskich temperatur zimowych. Całkiem dorzeczny komplecik wyszukałam, a nie-uprzejma pani ekspedientka, jakby zakonserwowana przed trzydziestu laty, wycedziła przez uszminkowane usteczka cenę owego kompleciku. Cena z takich, co to przyprawiają o wytrzeszcz oczu i opad szczęki, bynajmniej nie z zaskoczenia na tle zadowolenia. Aż byłam ciekawa, co wpłynęło na tak wysoką cenę wyrobu. Otóż, według cedzącej nieuprzejmie ekspedientki, wpływ miał skład tkaniny, z jakiej wykonano bieliznę - 70% wełny i 30% jedwabiu. Jedwab dobra rzecz, pomyślałam sobie, ale dla uspokojenia sumienia zapytałam o wyroby z mniej wyszukanych mieszanek. Ponoć jednak nie produkuje się bielizny ze 100% wełny, ponieważ wełna gryzie. A wełna z jedwabiem ponoć nie gryzie.
O co chodzi w przytoczonych historyjkach? O to, czy "gryzienie" jest cechą immanentną wełny, oraz jaka zawartość procentowa wełny w tkaninie/dzianinie pozwala wykluczyć "gryzienie". Zestawienie ww. historyjek powinno dać do myślenia, że obiegowe opinie dotyczące cech wełny nie są do końca słuszne. Coś tu się nie zgadza moi drodzy. Żeby sie dowiedzieć, co konkretnie, trzeba zaczerpnąć wiedzy o samych owcach, a konkretnie o budowie pokrywy włosowej tego przemiłego zwierzątka.
Owce mają zatem na grzbiecie sierść dwojakiego rodzaju: sztywniejsze, stałe włosy szerstne, zapewniajace owcy pewną odpornosć na wilgoć oraz miekkie włosy puchowe, wypadające na wiosnę, zapewniajace zwierzątku komfort termiczny. Winowajcą "gryzącym" są oczywiście włosy pierwszego rodzaju. Ludziom to "gryzienie" nie podobało się od zarania dziejów, więc starali się w drodze hodowli wyodrębnić takie rasy owiec, które by miały mniej włosów szerstnych a więcej puchowych. Doprowadziło to jeszcze w czasach okołorzymskich do wyhodowania m. in. rasy merynos (przypisuje się ten sukces Saracenom), która charakteryzuje się korzystną dla miłośników miękkości proporcją włosów puchowych do szerstnych.
Oczywiście wełna pochodząca od owiec ras starszych, bardziej prymitywnych również nadaje się do użytku, jednakże wymaga starannej obróbki. W trakcie gręplowania i czesania można się dość skutecznie pozbyć z runa włosów szerstnych, przy czym czesanie, choć wymaga większego nakładu pracy, jest skuteczniejsze. Im lepiej się wełenkę wyczesze, tym mniej gryzie.
A teraz clue. "Gryzienie" jest związane złą obróbką runa. Użycie włókna wełnianego źle przygotowanego doprowadzi do tego, że nawet homeopatyczna ilość wełny w gotowym wyrobie będzie powodować dyskomfort.
Tak więc nie dajcie sobie wmówić, że wełna gryzie wyłącznie z tego powodu, że jest wełną.
A teraz deser. Gryzącą wełnę człowiek zafundował sobie sam przez własne lenistwo. Zanim bowiem człowiekowi przyszło do głowy, że może owcy ściąc runo nożycami, pozyskiwał wełnę skubiąc owieczkę wczesna wiosną z wyłażących jej włosów puchowych. Jak się domyślacie - był to surowiec wysokiej jakości, ze znikomą ilością sztywnych włoosów szerstnych. Wiemy o tym stąd, że do dnia dzisiejszego na Islandii zachował się, wprawdzie szczątkowo, ten właśnie zwyczaj pozyskiwania wełny.
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)



