piątek, 12 lutego 2010

No to do roboty!/Lets get back to work!

Na początek trochę słodkosci, bo dzień pączka właśnie minął, a jak mam jeszcze ochotę na słodycze. Szalenie zdolna i piekielnie pracowita Oiran, wytwarzająca rzeczy absolutnie wyjątkowe, urządziła rozdawajkę. Cudeńka owe zrobione są z jedwabnej tkaniny, techniką, jaką stosuje sie do wyrobu ozdób do włosów dla maiko (gejsz-praktykantek).


***
No, to teraz do roboty. Jakoś ostatnio mało piszę, ale nie oznacza to wcale że mniej robię. Chyba mi sie po prostu współczynnik ekshibicjonizmu zmniejszył, bo na wenę nie narzekam.

Styczeń upłynął mi pod znakiem igły i nitki. Był to swojego rodzaju powrót do wełny, przeprowadzony w łagodnej formie.
Dostałam zadanie zrewitalizowania i zmodernizowania ubioru historycznego. Punkt wyjścia stanowiła suknia wierzchnia typu houppelande, czyli obszerna szata spinana pasem sukiennym, pasamoniczym lub skórzanym.

(Zdjęcie ze strony rpk.freha.pl)




(H. Bosch, Siedem grzechów głównych, detal)


Rzeczone houppelande ma już wiele lat. Sukno wełniane rozciągnęło się na bocznych szwach i spowodowało wyciągnięcie się części, w którą wszywa sie rękaw, niemal do pasa. "Plan naprawczy" zmierzał do zmiany, odświeżenia kroju sukni przy jednoczesnym wyeliminowaniu niedogodności, spowodowanych przez rękawy.
Mój średnio udany schemat zamieszczonyponiżej przedstawia dokonane zmiany.



Kolorem czarnym oznaczyłam krój wyjściowy. Kolor czerwony wskazuje zmiany kroju. Jak widać, zmierzałam do dopasowania sukni w pasie. Natomiast kolorem niebieskim oznaczyłam wstawione części materiału - kliny poszerzające spódnicę oraz niwelujące wcięcie rękawa.
Powstała suknia wierzchnia dośc dopasowana do sylwetki, bez rozcięć, zakładana przez głowę, wzorowana na ikonografii niemieckiej z II połowy XV wieku.

Voila:

2 komentarze: