środa, 30 maja 2012

Inspiracja uliczna

Każda z nas dziergających na pewno ogląda się za każdą napotkaną dzianiną w poszukiwaniu inspiracji. Ja się oglądam za każdym interesującym splotem i sprawdzam w myślach, czy dałabym radę sprostać rekonstrukcji takiego wzorku. I właśnie dzisiaj w tramwaju trafiłam na coś takiego:

Jest to ponczo z rękawkami (tj rękawki zrobine są z dżersejowej plisy, wykańczającej całe ponczo, połączonej w miejscach nadgarstków). Wzór na pierwszy rzut oka jest bardzo podobny do "naparstnicy", pokazywanej sto lat temu przez Dagny. Wzór ten jest bardzo wyrazisty i moim zdaniem trzeba uważać z jego użyciem, bo łatwo o dizajnerską wpadkę. Kiedyś z resztą się nad tym rozwodziłam (że niewłaściwe umieszczenie wzoru na ciuchu może upodobnić nosicielkę do Diany z Efezu - sobie wyguglajcie, jak to wygląda :-) ).
Jeśli chodzi o rzeczone ponczo, gapiłam się i gapiłam, i zgapiłam (oraz ukradkiem pstryknęłam) co trzeba. 
I zdumiałam się! Ponczo owe jest dziergane pionowo! 
Wzór u dołu, jak mówiłam, wykończony dość szeroką plisą z dżerseju albo patentu, dokładnie nie wiem, w każdym razie wzoru, który z daleka wygląda gładko.
Naparstnice zaś są tworzone rzędami skróconymi, oczkami lewymi na tle prawych. Pięć minut zabawy z paintem, i rysunek poglądowy jest, proszę bardzo:

 Następny krok to rekonstrukcja wzoru (a muszę przyznać, ze chętka na rekonstrukcję dzianiny wyhaczonej okiem na ulicy wzięła mnie pierwszy raz). Zobaczymy co z tego wyjdzie...

Czy wam tez się zdarzają takie "śledztwa"?

niedziela, 13 maja 2012

Beta testy

Zaczął się dla mnie czas szycia. Wprawdzie nie robię tego jeszcze z obłędem w oczach, ale czeka mnie to wkrótce, niestety, i lepiej się do tego przygotować. ZAWSZE coś wyskakuje na ostatnia chwilę. Na razie jest jeszcze czas na próby, tytułowe beta testy.


Pierwsza koszulina dla Króliczka okazała się koszuliną na kogoś mniejszego. No cóż, płótno lniane nie rozciąga się, jak bawełniany dżersej. Mądrzejsza o tą wiedzę znów ujęłam nożyce w garść, by tym razem trafić w rozmiar. Króliczek właśnie testuje wynik.


Jest nieźle, choć mogłaby być o dwa centymetry dłuższa, wykrój szyi węższy, wcięcie w dekolcie krótsze. Ale w sumie nie narzekam. Koszulina jest noszalna, a o to przede wszystkim chodzi.


Kolejny beta test to przymiarki starych sukni. Na szczęście na razie nie trzeba wprowadzać poprawek. Wprawdzie moja figura zmieniła się nieco przez trzy lata, od kiedy miałam tę suknię ostatnio na sobie, to jednak nie ma nad czym załamywać rąk. No i na razie nie będzie dodatkowej roboty. To cieszy.


A z innej beczki: widzieliście już yarn bombing na Placu Zamkowym?

niedziela, 6 maja 2012

Rękodzieło 7/24

Pisałam poprzednio, że spędzam ogólnonarodowe wielodniowe święto nieróbstwa na Mazurach. Tak się jednak składa, że oprócz mnie jest tu również horda Hunów (czyli trójka maluchów poniżej 3 roku życia), w związku z tym ze święta została li i jedynie nazwa.
Na odpoczynek ledwie starcza chwil, na rękodzieło jest ich jeszcze mniej. Ale trzeba znajdować bąble czasowe, zwłaszcza gdy wystąpi jakaś awaria.
Awarią był kompletny brak przygotowania na tak piękną pogodę i o ile z ciuszkami Hunów dało się jakoś pomanewrować, to już z nakryciami ich czerepów było słabo.
Jest potrzeba - trzeba działać.
Jedno przedpołudnie i powstała chustka z daszkiem. Całe szczęście, że ten kawałeczek lnu leżał na wierzchu.

Nie położyłam na nim żadnego innego ściegu, oprócz fastrygi. Ale całość wygląda przyzwoicie i spełnia swą rolę.

W przyszłości, w ramach dostępnych wolnych chwil (hehe...) planowany jest upgrade w postaci hafciku (koniecznie z Krecikiem!).

Wczesnowiosenne formy

Udało się szczęśliwie wybyć na ogólnonarodowe wielodniowe święto nieróbstwa na Mazury, do ukochanego mego rezerwatu. A tu?
Nikt z wyjeżdżających nie spodziewał się hiszpańskiej inkwizycji tak ciepłej i pięknej pogody, skutecznie wyciągającej wszystkich na zewnątrz. Krótki spacer i można było paść oczy kosmicznymi wczesnowiosennymi formami, trwającymi tylko raz do roku, przez mgnienie oka.
Korzystam więc, ile się da z wyjazdu, wpadając do domu tylko po najpotrzebniejsze rzeczy i "jaram się" prawie jak Stasiuk klymatem podbeskidzia. Bo i jest czym. A to krowie prawie porno, a to dręcząca niepewność, czy aby w tym roku bielik również nie wykończy bocianiej rodziny, czy uda się ochronić warzywniak przed hordami dzików i innych amatorów słodkich marchewek...








A przyroda tymczasem eksplodowała. Aha, w tym roku brzoza puściła liście przed olchą, więc zapowiada się suchy rok.

Ps. Post został opublikowany z ponadtygodniowym obsuwem. Ja tu pokazuję pierwsze pędy, gdy tymczasem wszędzie na Mazurach wiosna panuje w pełni. Cóż, nie dowieźli internetu beczkowozem na czas...