środa, 16 sierpnia 2017

Ruski elektryk

Interesuję się przędzeniem ładnych kilka lat, aktywnie (jak na moje możliwości) przędę od roku. W czerwcu ubiegłego roku kurier podrzucił mi mój pierwszy kołowrotek typu holenderskiego (czy to na pewno holender to nie dam ręki uciąć, nie jestem biegła w tych sprawach). Kilka niteczek na nim uprzędłam, ale jego rozmiary i osiągi nie zachęcały do częstych i aktywnych posiedzeń.
Raz, ze dzieciaczki też koniecznie chciały przaść razem ze mną, dwa - że to jednak klekotek, trzy - trochę mu jednak brakuje do nowoczesnych kołowrotków: szybkości, przełożeń i w ogóle tych wszystkich fajerwerków i wodotrysków.

Przyczaiłam się więc, polując na okazję i zdobyłam: mojego ruskiego elektryka. Przybył do mnie z trzema szpulami, mieszczącymi 100 gramów. Właściwie to ona, kołowrotek Zamieć. Kręci ładnie wte i wewte, szybciej lub wolniej, w zależności od mojej potrzeby albo... jej widzimisię. Tak, ten sprzęt ma swój charakter, a nawet charakterek. Ale i tak go kocham.

 (zdjęcie tymczasowe: nie mogę znaleźć przejściówki do karty apartatu, więc jest tylko zdjęcie komórkowe...)

Wiele prządek woli tradycyjne kołowrotki. Kochają drewno, lekki stukot, "duszę" kołowrotka. Dodanie do kołowrotka silnika uważają za profanację. Ja z kolei uważam, że kołowrotek to narzędzie, z silnikiem po prostu nowocześniejsze. Dlatego kiedyś tam, w przyszłości, kiedy kieszeń na to pozwoli, kupię sobie kolejnego elektryka, mniej charakternego, bardziej solidnego i niezawodnego. Może z germańskim rodowodem? No chyba, że mnie fortuna pokocha i będę mogła przenieść się do większego lokum. Wówczas nie odmówię sobie przyjemności posiadania również kołowrotka o tradycyjnym napędzie.

Pierwsza niteczka okazała się lekko niedokręcona - musiałam dołożyć jej skrętu, czyli przepuścić przez maszynkę drugi raz. Udało się, więc nitkę potroiłam jeszcze metodą łańcuszkową i ufarbowałam. Efekt kolorystyczny jest dość bliski pierwotnym zamierzeniom - nie jest źle. Nitka ostatecznie jest nierówna, ale za to miękka i już wskoczyła na druty.


Druga (i trzecia!) niteczka ukręcona przy pomocy ruskiego elektryka to wełna norweska, fantastycznie pofarbowana przez Justynę z Yarn and Art. Nie chciałam, zeby mi się kolorki pomieszały, więc te nitki też potroiłam metoda łańcuszkową. Będzie z niej czapka - witraż z knitty.com, oraz szal strzałka z efektami specjalnymi.





wtorek, 13 czerwca 2017

Arrow shawl - english version

Here's recipe for arrow shaped shawl. I find it interesting to knit and wearable at the time. So win-win!
Using basic increases and decreases you can keep it simple using garter stitch or add some intricate patterning if you fancy. You can make huge wrap or scarflette to show off little precious skein. it's up to you! Here we go!

There's one thing you need to keep in mind if you have limited amount of yarn: the arrow you make in two stages. You start the second stage when you almost reach 1/3rd amount of yarn. "Almost" is for winning the yarn chicken game.

Ok, so you need yarn you love, needles and two stitch markers (one of them need to be easy removable)


Cast on your stitches. I made 8 stitches for sample you see on pictures. As you will see later, that amount of CO stitches won't give you sharp point. You can experiment witch less - 6 or even 4 CO stitches.



Row A: Add one stitch at the begginning AND end of row. I used knit back and front method.  Here's video how to do this - click here. In the middle of work place one marker (lets name it "middle marker"). Now you have 10 sts on needle.



Row B: kbf 1 stitch at the beginning of the row, work until 2 stitches from middle marker, ssk, move marker, k2tg, work to the end of row, kbf. You have 10 sts on needle.


Repeat rows A and B until you want (if you have unlimited amount of yarn) or until you reach almost 1/3rd of your yarn. Mark beginning of row B to avoid mistakes (side marker). 
 .

Work, work, work and see your piece grow, grow, grow...


When you decide to move to stage two of work, you stop increasing stitches at side marked with side marker, in row A as well as B. Keep this marker in place for a while. For fe first ridges of stage 2 of work is hard to distinguish it from stage 1, so you really need this marker.
Decreasing every other row (row B) continues as established.



After few ridges you can see the second point of triangle. You can remove side marker if you like.


You just keep progressing...


...until you have one stitch before middle marker in row B . Remove the marker and bind off LOOSELY remaining stitches.


And your arrow shawl is ready!


piątek, 9 czerwca 2017

Chusta - strzałka: jak zrobić?

Przygotowałam dzisiaj post o tym, jak zrobić strzałkę.Ostatnio jest to moja ulubiona postać szalika, bo i robi się ciekawie, i bardzo jest noszalny. Może być całkiem prosty, cały w ściegu francuskim, można się pobawić w paski, użyć włóczki "z efektami", dodać trochę dziurek, co kto chce i aktualnie potrzebuje. 
Możesz zrobić wielki kocyk, albo mały szaliczek dla dziecka - w zależności od potrzeb i posiadanej włóczki. 

Zanim zaczniesz strzałkę, musisz wiedzieć jedną rzecz. Dzierga się ją w dwóch etapach. Jeżeli masz ograniczoną ilość włóczki, dopilnuj, by pierwszy etap zakończyć po zużyciu niemal 1/3 przeznaczonej na projekt włóczki. "Niemal" ratuje cię przed koniecznością kombinowania z ostatnimi rządkami pracy.

Niniejszy post dostarcza ogólnej metody na najprostszą strzałkę, ściegiem francuskim (czyli same prawe, w sam raz do oglądania ulubionego serialu w trakcie pracy).
Przygotuj włóczkę i druty, jakie ci odpowiadają. Będą potrzebne ci dwa znaczniki, z czego co najmniej jeden typu "agrafka" (może być z resztą agrafka, spinacz, czy co tam masz pod ręką).

UWAGA
Otrzymałam kilka komentarzy dotyczących dodawania oczek. W tekście polecam metodę, którą po angielsku nazywają kfb, a którą wykonuje się w następujący sposób: klik
Ponadto w tekście używam raczej skrótu kbf a nie kfb. Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że to mój blog i ja tu rządzę. Ponadto dlatego, że dodawanie oczek w ten "odwrotny" sposób (czyli najpierw za tylną nóżkę oczka, potem za przednią - kbf - knit into the back then into the front of stitch) powoduje, że na brzegu szala robią się mini pikotki.
Jeśli nie chcecie pikotek, przerabiajcie oczka jak na filmiku (kfb)


Nabierz oczka. U mnie 8 oczek (więcej, dla celów poglądowych). Możesz nabrać mniej oczek (6 albo nawet 4), aby uzyskać bardziej spiczasty koniec.

Rząd A:  Dodaj 1 oczko na początku oraz na końcu rzędu, w środku rządka umieść pierwszy znacznik "środkowy"(u mnie 10 oczek na drucie).


Rząd B: dodaj 1 oczko na początku rzędu, przerabiaj oczka aż zostaną ci 2 przed znacznikiem "środkowym". Wykonaj ssk, przesuń znacznik na prawy drut, wykonaj k2tg, następnie przerabiaj do końca, ostatnie oczko przerabiając jako kbf (u mnie 10 oczek na drucie).


Powtarzaj naprzemiennie rząd A i B tak długo. jak uznasz to za stosowne (albo do czasu, aż zużyjesz niemal 1/3 włóczki). Ja sobie zawsze zaznaczam początek rzędu B, to jest rzędu, w którym ujmuje się oczka w środku rzędu, tym właśnie "agrafkowym" znacznikiem. Przekładam go w miarę postępów w pracy, żeby się nie pomylić.

Praca rośnie, a ty możesz zaobserwować formujący się "grot" strzałki (u mnie niezbyt ostry - za dużo nabrałam oczek na początku pracy).


Kiedy uznasz, że już należy zacząć drugi etap pracy, przestajesz dodawać oczka z tej strony, gdzie masz wpięty marker "agrafkowy". Nie dodajemy ani w rzędzie A, ani w rzędzie B. W tym miejscu należy zaufać znacznikowi, po przez kilka pierwszych rzędów efekt zmiany nie jest zbyt widoczny i w braku znacznika łatwo o pomyłkę.


...ale w miarę dalszej pracy sytuacja się klaruje. Widać już ładnie środkowy wierzchołek trójkąta.


Praca postępuje...

...aż do momentu, kiedy przerabiając rząd B zostanie ci 1 oczko przed znacznikiem "środkowym". Wyjmij znacznik "środkowy" i zamknij luźno pozostałe oczka. Tu lepszy sposób na zamykanie strzałki (kliknij)


I proszę, strzałka gotowa.


To naprawdę bardzo fajna metoda robienia chusty czy szalika i bardzo gorąco ją polecam.
Powodzenia!
Daj znać, jak Tobie poszło :-)

PS przepraszam za chaotyczne ustawienie zdjęć. Mimo prób nie chciały się układać, jak sobie tego życzyłam i kilka jest do góry nogami. Niemniej, jeśli chcesz dojrzeć jakieś szczegóły, kliknięciem powinno udać sie je powiększyć.

środa, 7 czerwca 2017

Rozmaitości

Ostatnio zostawiłam was, moi czytelnicy, z cliffhangerem w postaci już niemal ukończonego swetra. Otóż sweter ten szczęśliwie doczekał się zszycia, plisek i guzików, oraz został przewieziony za morze w celu ogrzewania mego grzbietu narażonego na kanadyjską, o miesiąc spóźnioną  wiosnę.
Sweter ten, noszony tak namiętnie, ze niemal już znoszony, nie doczekał się jednak przyzwoitych zdjęć. Dlatego dla celów jedynie kronikarskich wrzucam fotkę samodziałową, która wprawdzie nie grzeszy artyzmem, ale pozwala się domyślić podstawowych zarysów.


Wraz z nastaniem wiosny, już na ojczystej ziemi, zapragnęłam za sprawą ravlowej grupy dziewiarek, zrobić sobie fifrak Hitofude z lnu. W tym celu len zamówiłam, zrobiłam próbkę, wyszła bardzo satysfakcjonująco), nabrałam oczka i odłożyłam. 


Następnie, pod wpływem impulsu nabyłam na bazarze dziewiarek (na fejsiku) grubszą bawełnę i zaczęłam z niej robić inny fifrak. Rządek po rządku, bez specjalnego entuzjazmu ciągnę pracę do przodu, używając metody na C. Inspirowałam się narzutkami haori. Zobaczymy, czy ostatecznie coś wyjdzie z tego.

Poza tym od miesiąca usiłuję zrobić sweterek dla mniejszego dziecka, bo już z Maczka wyrosło (sweterek dla starszego w formie rozgrzebanych zwłok znajduje się oczywiście w szafie, skąd wypada na moją głowę od czasu do czasu jak ten wyrzut sumienia). 


Bardzo kręcą mnie sweterki z liściastym karczkiem, bardzo jednak nie mogę trafić na wzór, który byłby odpowiedni. Może kolejna próba się uda? A może po prostu zrobię powtórkę z wzoru Endless springcardigan?
W ogóle, sezon mamy taki, że matka dzieciom nie za bardzo ma czas przysiąść na spokojnie do robótki. Czas chyba zamiast swetrów wygrzebać szydełko i trzaskać elementy do kocyka, co go mam powiększyć.

czwartek, 6 kwietnia 2017

Zszywacz - ostatnia prosta


Prace nad Zszywaczem zmierzają ku końcowi. Obiektywnie rzecz biorąc dzierganie tego swetra zajęło dużo czasu - w praktyce jest to robótka z doskoku. Jak przysiądę, zrobię większy kawałek, a potem parę dni przerwy. Wczoraj na przykład zrobiłam prawie cały, już drugi (!) rękaw, została tylko do wymodelowania część główki.

Nie chcąc tracić czasu parę dni temu zblokowałam części korpusu, które następnie schludnie złożone w kostkę mrugały do mnie porozumiewawczo z półki. Ale jeszcze nie zszywałam, więc żyłam w niepewności, jak będzie się całość układała.
Nie zszywałam, bo "nie kazali". We wzorze stoi bowiem, że najpierw się zszywa ramiona, następnie wdaje się rękawy, na koniec zaś jednym szwem zszywa się rękawy i boki swetra. Wspominam o tym (co być może jest wiedzą powszechną), ponieważ oprócz jednego sweterka raglanowego nie robiłam nigdy swetra w kawałkach. Podparłam się wiedzą fachową (Knit, wear, love - Amy Herzog) i nabrałam jakby pewności siebie oraz utwierdziłam się w słuszności zaproponowanej we wzorze kolejności wykańczania swetra.
Wreszcie się połapałam, o co chodziło w porozumiewawczych mrugnięciach mojego swetra w elementach: zszyłam ramiona, a następnie połączyłam sobie sweter po bokach drutami z żyłką, co dało mi materiał do przymiarki.
Wielka ulga, sporo zadowolenia, bo sweter pasował będzie, jak go tylko wykończę.
To właśnie na fali tego entuzjazmu prawie skończyłam ten ostatni rękaw. Z pewnością dzisiaj będę blokować ostatnie części, a w międzyczasie pozszywam kieszonki i dorobię pliski.
A na zdjęciu są guziki, które udało mi się dobrać. Uważam, że bardzo dobrze pasują do lekko melanżowej dzianiny (fabel i alpaca lekko różnią się odcieniami).

czwartek, 16 marca 2017

Zszywacz



Przestawił mi się w głowie jakiś prztyczek  ostatnio i chcę swetrów dla siebie. To nie było do tej pory takie oczywiste, że skoro jestem dziewiarką, to mam furę swetrów. Wiadomo, szewc bez butów chodzi.
Na pierwszy ogień zachciało mi się takiego zupełnie zwykłego swetra rozpinanego, dobrego na piesze wycieczki. W dzisiejszych czasach znalezienie wzoru w internetach nie nastręcza większych trudności, więc szybko dość trafiłam na wydanie Knitty z 2013 roku, a w nim na wzór idealnegonajzwyklejszego rozpinanego swetra. Co mnie w nim urzekło? Kontrastowe guziki. Zamierzam sobie zrobić sweter ściśle według wzoru, dokładnie kopiując stylówkę, ponieważ ta stylówka gra unisono z tą nuta, która gra u mnie w głowie. Czyli jest bardzo „moja”.


Wełna na stanie: alpaca dropsa zmiksowana z fabelem dropsa, obie brązowe. Próbka idealna. Druty 4,5 mm, żeby się za bardzo nie napracować. I dzierganie w częściach.

Ja wiem, dziś dzierganie swetra w częściach jest mało popularne. Nikt tego nie chce robić. To wymaga dodatkowej pracy, że już nie wspomnę o zwiększonej liczbie oczek lewych, które tez nie cieszą się powszechną sympatią. Niemniej ja się zdecydowałam i już spieszę się wytłumaczyć.

Otóż motylem to ja nie jestem, tych oczek w obwodzie w jednym rządku muszę przerobić znaczną ilość. Dlatego wolę sobie rozłożyć pracę na etapy. Sweter dziergany w całości szybko przestaje być projektem przenośnym, stąd jak wyżej. A poza tym wszystkim szwy są dobre dla dzianiny, zwłaszcza takiej „zwyklakowej”. Stabilizują ją. Porządkują wizualnie sylwetkę, a to mi akurat pasuje. Dlatego też będę zszywać. O postępach będę donosić na łamach niniejszego bloga.

środa, 15 marca 2017

O mikro-drutach

Po ostatnim napadzie dziewiarskim, w efekcie którego powstał lalkowy islandczyk, nabawiłam się, niestety, bolesnej sztywności w barku, która zdyskwalifikowała mnie jako rękodzielniczkę na ponad tydzień. Dolegliwość na szczęście ustąpiła, a ja zamiast brać się za Zszywacz, który mam skończyć najlepiej do końca miesiąca, radośnie pocwałowałam ku prokrastynacji.

Bo Karina, E-wełenka, rzuciła pośrednio temat drutów w mikro rozmiarach. Ja swoje mikro druty kupiłam wieki temu, wydając na nie sporo funduszy, które mogłyby być lepiej ulokowane, ale nie uprzedzajmy faktów.


Jakże błądzi myśl ludzka, jak dziwnie się lęgną inspiracje. Oto znalazłam się wczoraj na sofie, z drutami 1.25 mm i kordonkiem, dłubiąc kolejny sweter w rozmiarze lalkowym. Tym razem kardigan, metodą na C, którą uważam za hicior w lalkowym dziewiarstwie. Idzie całkiem nieźle, biorąc pod uwagę różne przeciwności losu, w dwóch niewielkich osobach, zgłaszających najprzeróżniejsze, nierzadko sprzeczne potrzeby o różnym priorytecie. Wkrótce zatem będę mogła pokazać całość, a tymczasem pozrzędzę.

Okazało się bowiem, że ultra mega grzmoto świetne KnitPro Karbonz to produkt co najmniej rozczarowujący. Ja już widziałam w internetach najróżniejsze ubolewania nad jakością tych drutów w większych rozmiarach, zaopatrzonych w metalowe końcówki. Ponoć odpadają, te końcówki. Nie wiem, takich drutów nie mam, mam te mikro, czyli właściwie same patyczki z włókna węglowego. Fakt, elastyczne, ciepłe w dotyku, wytrzymałe, nie nazbyt śliskie. I niestety, rozszczepiające się.

Jest to cecha, która dyskwalifikuje te druty tak pod względem zdrowotnym jak i użytkowym. Po pierwsze dlatego, że włókna o tych świetnych właściwościach wchodzą w skórę jak w masło, po drugie bo nie da się niczego wydziergać haczącymi wszystko drutami.

Mój poziom irytacji wczoraj dochodził już do krytycznych rejestrów, ale na szczęście nieocenione internety mnie uratowały. Druty w mikrorozmiarach robi Prym (do kupienia na e-bayu), robi też, co mnie zaskoczyło, również Hiya-Hiya. Co zaskoczyło mnie do kwadratu, to że można je kupić w Polsce, a konkretnie u Intensywnie Kreatywnej w Sklep-iku. Temat już nagrany, spodziewam się w najbliższych dniach dostawy. Będzie haul.

środa, 8 marca 2017

Lopapeysa - szybkie podejście

Lubię sobie od czasu do czasu wydziergać coś w miniskali. Najświeższy mój udzierg swą genezę zawdzięcza oczywiście przypadkowi. Przypadkiem trafiłam na ravelry na forum Francess Powell, która jest autorką wzorów dziewiarskich w skali 1:12 i większych też. Przypadkiem nadziałam się na KAL i promocję. I przypadkiem zupełnie miałam w domu włóczkę akurat pasującą dowzoru.


Ten akurat projekt pochłonął mnie całkowicie. Choć obecna byłam fizycznie w domu, domownicy nie uświadczyli wcale mego towarzystwa duchowego przez całe dwa dni, dopóki nie ukończyłam dzieła. Dłubałam przez dwa dni na drutach 2 mm z Fabela, najpierw korpusik i rękawki, potem cały karczek z wzorem teoretycznie w koniki, w praktyce to chyba w sznaucery. Potem była burza mózgu, bo jednak wycięcie szyi wąskie. I albo dzieło w ramki i na ścianę (nadawałoby się bardzo dobrze do tego celu, zapewniam), albo steeking. Euny Yang zapewniła mnie w swoim tutorialu, że cięcie dzianiny to banał. Rzeczywiście, był. Po chwili paniki z powodu rozsnuwających się oczek opanowałam sytuację szydełkiem, wydziergawszy pliski wzdłuż cięcia. Potem jeszcze mini-guziczki i voila: sweter w weekend. 


Swoją droga polecam waszej uwadze to zestawienie kolorów (brązowy, biały, forest). We wzorach wrabianych pasują do siebie tak, ze lepiej się chyba nie da. I przyszło mi do głowy, żeby może z użyciem tych włóczek zrobić coś w pełnej skali. Tylko trzeba poszukać wzoru z konikami ;-)



Edytowane: No i proszę, znalazłam takie coś: 
A najlepsze w tym wszystkim jest to, ze istnieje w sieci darmowy generator wzorów lopapeysa, pod nazwą knittingpatterns.is z instrukcją obsługi z dzisiejszym lingua franca (klik).

piątek, 3 marca 2017

Spowiedź dziewiarki, czyli zestawienie zbiorcze

Ja chyba muszę wszystko hurtem pokazać, bo normalnie blogowanie moje leży i kwiczy. Uwaga, dużo zdjęć i trochę opisów.

Od zeszłego roku popełniłam dwie chusty Justyny: wyrafinowaną Piccadilly i Big Jima w stylu country. Jeżeli chodzi o tę pierwszą, to zdecydowanie nie jest chusta, którą da się robić przed telewizorem, albo ze stadem Hunów uganiających się konno i z łukami po mieszkaniu wielkości znaczka pocztowego. Ona wymaga skupienia i zaangażowania. Przepiękna bordiura jest dziergana według wzoru bardzo trudnego do zapamiętania, dlatego schemat ze wzorem musi być cały czas pod ręką. Za to efekt wart jest całej włożonej pracy, i jest to efekt wow. Włóczka podfarbowana przeze mnie. Z buraczka zrobił się taki jakby burgund, i dobrze. Kolor, niestety, niefotografowalny. Aparat głupieje od tego zestawienia kolorystycznego. Czerwony pasek z AlpakiSilk Dropsa, szlachetna czerwień, a nie oranż...


Jeżeli chodzi o Big Jima, to moja wersja jest robiona z polskiej wełny, a więc nie jest to przytulas, jeśli wiecie, co mam na myśli. Kontrastowe wstawki są zrobione z tej samej wełny, autorsko pokolorowanej przez skromną osobę autorki niniejszego bloga. Gdyby wełna była przystępniejsza, byłby hicior, a tak – trzymamy się na dystans, przez kurtkę z kapturem. Z frędzli zrezygnowałam, podobają mi się te czyste linie. W czasie pracy mocno kusił mnie pomysł przerobienia Big Jima na kocyk, gdyby mi kiedy przyszło do głowy rzeczywiście robić kocyk. Co dziwne, z tego co donosi ravelry, jeszcze nikt się nie zdecydował na kocyfikację tej chusty. 

Kolejna rzecz, to pulowerek dla dziecka młodszego, bo miało akurat taką potrzebę. Tym razem wypróbowane już Dunes z użyciem Fabela Dropsa. Jest to włóczka cieńsza, niż wzór przewiduje, dlatego dziergałam według instrukcji dla rozmiaru na czterolatka. Niespełna trzylatka nosi z upodobaniem, a użyta włóczka gwarantuje przeciwpancerną jakość (zadowolona z efektu obkupiłam się w fabele jak nieprzytomna, na tapecie jeden „dorosły” sweterek i dwa „dzieciowe” w planach).


Sezon jesienno-zimowy upłynął pod znakiem drobiazgów, niezbędnych do uzupełnienia zimowej stylówy, jak to rękawiczki wg wzoru Dropsa z włóczek z zapasów, 

Hello Kitty w wersji eksperymentalnej, z Nepala, z pikotkami i rzędami skróconymi dla ochrony uszu (działają świetnie!)*,

chusta Close to you (Justyno, uwielbiam twoje wzory), z Merino Bamboo, pomalowanego elegancko przez Martę z Zagrody (wiskoza bambusowa daje delikatny, luksusowy połysk tej włóczce),

czapy na zamówienie, czyli gigantyczny pompon
i szerszeń (jakość zdjęć ziemniaczana, bo i ziemniakiem były zdjęcia robione)



Przed świętami wyrobiłam się jeszcze ze świateczną serwetą szydełkową, nic skomplikowanego, po prostu gwiazda, pokazywana wcześniej w klimatycznym ujęciu

a także lalkowe kreacje.

Następnie zrobiłam dwa Valanary wg wzoru Eleny Nodel, noszone entuzjastycznie przeze mnie i córę oraz kominiarę, zamówioną i równie entuzjastycznie noszoną przez dziecię starsze. Kominiara jest w wersji eksperymentalnej, będę nad nią jeszcze pracować, bo ma potencjał. 


Na sam koniec zimy ekspresowo wręcz trzasnęłam tęczową strzałę, wzór z niczego, czyli z głowy. Zabawne, jak by mi się teraz przydała trygonometria, gdybym cokolwiek jeszcze pamiętała ze szkoły. Założę się, że da się obliczyć, ile włóczki (zakładając ze mamy ograniczoną ilość) można zużyć w pierwszej części pracy, by bezpiecznie można było dojść do końca w drugim etapie.

I to tyle, aż tyle rzeczy dzierganych niezaraportowanych. Pytanie brzmi, gdzie jestem, kiedy nie ma mnie tu, na blogu? Jestem na forach Ravelry, które zaspokajają moją potrzebę ekshibicjonizmu i kontaktów z damami dziergającymi.



*) I made pussycat hat before it was cool!