Widok za oknem prowokuje do nasilenia starań w ramach akcji zaklinania wiosny.
Temperatura znowu spadła, niebo sie zasnuło czymś szarym, ukradli słońce. Mądra czarownica mogłaby spróbować temu zaradzić.
Na pierwszy rzut oka przedstawione akcesorium wydaje się być typowo zimowym, ale nie dajcie się zmylić. Jak czarownicom wiadomo, źle czaruje się z chrypką, czy wręcz anginą - należy sie zdecydowanie wystrzegać tych dolegliwości, ponieważ żadne zaklęcie nie będzie działać jak trzeba do czasu przywrócenia słowiczego głosu.
Przy zaklęciach bowiem trzeba się wykazać subtelnością, choć także i zdecydowaniem. Tak samo jak przy kobietach z resztą.
Z kobietami i subtelnością kojarzy się powiedzenie "diabeł tkwi w szczegółach". I rzeczywiście, jest tak w przypadku tegoż postu zaklinającego. Szczegółem jest kolor zielony. Nie zbyt jaskrawy ani wyrazisty, zgodnie z prawidłami sztuki czarostwa zanaczony subtelnie i złamany. Oliwka.
Nie wierzycie w czary? Przedstawiam zatem koronny dowód na to, że działały w tym przypadku siły nadprzyrodzone. Akcesorium, zwane Baktusem, powstało z jednego motka włóczki kupionej w koszyku z okazjami nie do przepuszczenia. Dodatkowych zapasów lub możliwości dokupienia włóczki - brak. Odrobina więc czarów plus kombinacja norweska w dzierganiu (trochę podbiec i trochę podskoczyć) i dziergadło, choć na oparach włóczki, udało się skończyć. Zostało mi może z 5 centymetrów...
Ps. Dzisiejszy wpis sponsorowała tubka mleka zagęszczonego o smaku karmelowym.
Dziś zauważyłam, kiedy beztrosko wyszłam sobie na dwór bez czapki (sic!), że powietrze się ochłodziło, chyba jednak idą te zapowiadane śnieżyce i mrozy... Zaklinanie wiosny się przyda, ja wyplatam w tej intencji warkocze w fioletach. *^v^*
OdpowiedzUsuńTa, mnie brakło na 8 rzędów. Plaga jakaś? Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń