sobota, 18 kwietnia 2009

Nowe wyzwanie - Fay Fay



Wpadłam w tryb porządkowania. Sprułam, co było do sprucia (Sowy, mitenki-bardzo-brzydkie i kremowy moherowy szaliczek). Zinwentaryzowałam włóczki, druty i przybory do szycia. Wywaliłam z szafy 1/3 rzeczy (wszystkie, nawet najfajniejsze ciuszki, w których nie chodziłam ani razu, oraz pozostałe, nie używane od conajmniej 2 sezonów).

Po tym, jak Sowy zamieniły się w schludne kłębki i spoczęły w szafie, poczułam głód czegoś nowego. Wprawdzie rano przy porannej kawie zrobiłam nową próbkę Sówek, tym razem z warkoczami i na większych drutach (7 mm), ale naprawdę muszę odpocząć od tej włóczki.
Podczas przeglądania sieci trafiają się różne ciekawe inspiracje. Dokonawszy przeglądu włóczek uznałam, że dobrze by było zabrać się za jakiś ażur, coś zwiewnego, skoro mam tyle moherków.
Padło na FayFay:

http://www.popknits.com/index.php/patterns/page/fayfay/

Tak więc zmagam się z nowym wzorem. Zmaganie to dpobre określenie, gdyż albo (znowu!) jestem jakaś niegramotna i czytanie prostego wzoru sprawia mi trudność, albo doznałam amnezji wybiórczej tyczącej umiejętności liczenia, albo coś jest nie w porządku ze wzorem.
.
.
.
Hahaha, jednak czytanie wzorów.
Właśnie się miałam publicznie poskarżyć, jaki to durny wzór jest, kiedy mnie olśniło.

Okej.
Zabieram się do pracy. Czuję że potrzebuję sukcesu. Choćby malutkiego...


A poza tym...
Byłam dziś w Muzeum Narodowym. Zawsze odkrywam tam coś, czego nie widziałam wcześniej. Dzisiejszym odkryciem była galeria eksponatów ze starożytnego Egiptu. Galeria jest wprawdzie mniejsza, niż w krakowskim Muzeum Czartoryskich, ale ma parę ciekawszych eksponatów. Jak na przykład łóżko z plecionką i podgłówkiem, podobnym do japońskich. Sporym zaskoczeniem dla mnie było, że trzcinowe kapcie (?) miały postać japonek.
Natomiast najbardziej z tej galerii podobał mi się drewniany posążek anubisa, przedstawionego jako siedzący szakal. Aż by się chciało mieć takie coś w domu *__*

I jeszcze: zaczyna się sezon odtwarzania historycznego. Czeka mnie trochę szycia. Jak się za to zabiorę, nie omieszkam zdać relacji.

4 komentarze:

  1. tak..siec to zrodło niekonczących sie inspiracji..mnie tu tez natycha..:)..widze,ze zlapalas cos dla ducha...muzeum...hmm jak dawno nie bylam..pozdrawiam ania

    OdpowiedzUsuń
  2. Okazuje się, że takie japonki to równie dobrze mogą być... egipcjanki! *^v^*
    Ja też wczoraj miałam moment zacięcia się na nowym wzorze, widać taki dzień, niskie ciśnienie z powodu deszczu, chwilowe zaćmienie umysłów robótkowych. ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. fajny ten szaliczek:)
    a ja wczoraj z powodu deszczu byłam zacięta na amen, bo "w czasie deszczu dzieci się nudzą..."
    z anubisem w domu to nie ryzykowałabym a nuz coś Ci się zalęgnie:) (czytam ostatnio z zacięciem miecz przeznaczenia, a tam się roi od demonów , zaświatów i innych takich, stąd moje lekkie skrzywienie:)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Szkoda, że sowy nie wyszły :( zapowiadały się super.

    OdpowiedzUsuń