Zapiątek upływa mi pod znakiem dziurek.
Jeszcze w środę zabrałam się za ogrzewacze nadgarstków dla przyjaciółki o niedorozwiniętej tarczycy i stąd o wiecznie zmarzniętych palcach. Wygrzebałyśmy z worka "jednomotkowców" dżinsową włóczkę wełnianą, wybrałyśmy prosty ażurek na grzbiet dłoni, obmierzyłyśmy i zabrałam się do pracy.
Która niestety idzie mi jak po grudzie.
Jeszcze pierwszy ogrzewacz jakoś się dziergał, szczęśliwie go skończyłam. Niestety, drugi idzie mi w tempie trzy kroki do przodu, dwa do tyłu. Właśnie dobrnęłam do końca robótki, kiedy okazało się, że znowu (już nie liczę, który raz) będę musiała spruć kilka rzędów. Ale już nie dzisiaj, k...
I zdjęć dziś też nie pokażę, bo chwilowo nie mogę na ustrojstwo patrzeć.
Za to inne dziurki wypadły satysfakcjonujaco. Przedstawiam moja starą, lecz po trzykroć nową sakiewkę - jeszcze w stanie surowym (ach, brzmi jak dogmat chrześcijański...)
Sakiewka jest stara, bo powstała parę miesięcy temu na zjazd Roty Pana Kacpra w Grodźcu. Była szyta w nocy przed wyjazdem, pod wpływem wysokiej temperatury ciała oraz antybiotyków. W związku z tym na sama imprezę pojechała atrapa sakiewki, czyli "samo czerwone", bez podszewki i bez wykończeń. Jakiś czas temu sakiewka dorobiła się podszewki, niestety przyszytej dość ordynarnie. Nie wiem już sama, co sobie myślałam, kiedy tak topornie wykańczałam przedmiotowe akcesorium.
Dość, ze w tym tygodniu, rozpoczynajac sezon na "rycerskie" szycie, postanowiłam rozwiazać kwestię sakiewki raz, a porządnie. Sakiewka została rozpruta, a potem zszyta "jak pan Bóg przykazał", a następnie fachowo podziurkowana. A dziurki obszyte.
Na razie przedstawiam dosć surowa wersję. W planach są jeszcze jedwabne kutasiki i sznureczki własnoręcznie zaplecione techniką fingerloop, o ile oczywiscie sie jej nauczę.
Jeśli nie, obszyję to zwyczajnym wełnianym sznureczkiem, zaplecionym techniką, którą juz opanowałam.
Dziurki odrobinę rzuciły mi sie na mózgownicę, stąd musiałam poszaleć na zielonej łączce.
Kruliczyca w naturalnym środowisku:
ja się męczę nawet od samego patrzenia na te dziurki.... ależ masz cierpliwość:) zazdroszczę:)
OdpowiedzUsuń