piątek, 30 grudnia 2011

Międzyświątecznie

Pozdrawiam międzyświatecznie z leśnych ostępów, gdzie internet rozwozi się beczkowozami a orły bieliki robią w charakterze ptactwa przydomowego.
Międzyświątecznie, bo same święta ledwo zauważyłam, i to nawet nie ze względu na znaczne oddalenie od cywilizacji, tylko z powodu ostrej infekcji zatok. Nie byłam z resztą w tym stanie odosobniona. Dokładnie to samo mieli wszyscy pozostali członkowie rodziny, za wyjątkiem Króliczka, który rozłożył się na ospę. Więc mimo pysznych potraw, opłatka i kolęd święta ledwo zauważyłam. I dopiero parę dni po Wigilii zorientowałam się, że nawet nie poczułam zapachu choinki... Z resztą nadal nie czuję.

Ale dość użalania się nad sobą. Skoro bowiem mam (znowu!) chwilkę, pochwalę się, że się szydełkować nauczyłam. SIC!
Szydełko było przez długi czas przedmiotem mej tęsknoty i nienawiści zarazem. Nijak nie potrafiłam pojąć, co to, jak to. Każda wzmianka we wzorku druciarskim o szydełku wzbudzała frustrację a coroczny wysyp szydełkowych gwiazdek - tęsknotę. Sytuacja była dla mnie bardzo trudna, bowiem zazwyczaj, za co nie chwycę, samo mi z rąk spływa. Żadna nowa umiejętność nie sprawiał mi problemu. Oprócz szydełkowania, które powszechnie uważane jest za banalnie proste.
Ale się zawzięłam. Spędziłam popołudnie z książką, szydełkiem i nitką w garści i, o rany!wyszłam poza dwa pierwsze rzędy! i następne! i skończyłam motyw!
Asem jeszcze nie jestem, ale całe dwie gwiazdki udało mi się ulpątać. Nie pokażę ich na razie, bowiem gwiazdki zostały podarowane, zanim zdążyłam sfotografować. Zdjęcia będą za kilka dni.

A poza tym, kiedy tylko zaraza trochę odpuściła, rzuciłam się na wzory norweskie. Zabawa kolorami spodobała mi się przy rękawiczkach, bakcyl się zadomowił. I dłubię. Najciekawsze momenty mam już za sobą, pozostała wykończeniówka w postaci korpusu i rękawków. A ponieważ nie starczy włóczki na chłopięcy sweterek, będzie dziewczęca tuniczka w tym samym rozmiarze. I też dobrze.



***
A z okazji zbliżającego się Nowego Roku życzę, żeby się wam udawało. O!.

czwartek, 1 grudnia 2011

Łapki

Rany, jak dawno nie miałam wolnego wieczoru, który bym mogła przeznaczyć na swobodne buszowanie w necie i nawet uzupełnienie własnego bloga... Praca, procesje do bram służby zdrowia, medytacje i pobożne życzenia wspomagające rekonwalescencje członków rodziny, zwyczajna, codzienna harówka - i człowiek pada na wyro jak kłoda. Na szczęście znalazła się chwila oddechu - więc chwytam tę chwilę i - proszę bardzo!
Nawiasem mówiąc okazało się, że w przygotowaniu w wersji roboczej czekają aż trzy posty do publikacji. Oto pierwszy z nich (czekał na publikację prawie dwa tygodnie...).

Udziabałam rękawiczusie. Projekt bardzo szybki i bardzo potrzebny. Napatrzyłam się takich rękawiczek u Lete i naszła mnie wreszcie wena, by rękawiczki dla malca sporządzić. Oto są:





Wzór darmowy, umieszczony tu.
Na rękawiczki zużyłam reszteczki wełny z moich zapasów (bo u mnie nadal trwa akcja 'odwłóczkowanie', chociaż żądza nabywania nowych wełen ssie). Z każdego koloru zostało mi może z półtora metra. Będzie na jakieś wyszywanki.
Wymyśliłam sobie, żeby niezbyt ciekawą zieleń podrasować czymś energetycznym, więc całość wyszła trochę w kolorach (pardon le mot) Halloween-owych, przez ten 'dyniowy' oranż.
Pierwszy raz w życiu skutecznie robiłam wzór wrabiany, pierwszy raz w życiu trzymając włóczkę w obu rękach (prawą narzucałam wełnę 'po angielsku'). Początkowo było jak na rodeo, ale po spruciu pierwszego ściągaczyka poszło jak z płatka.
Ściągaczyk wyszedł niestety zupełnie nieelastyczny. Niech mnie ktoś uświadomi, czy to dlatego, że dziergałam zbyt ścisło za mało luzu zostawiając drugiej nitce idącej z tyłu, czy też akurat dwukolorowy ściągacz nieelastycznością się właśnie charakteryzuje...
Niemniej jednak gotowy produkt spełnia swoją funkcję a właściciel go toleruje. Czyli do przodu.

***

A teraz z innej beczki. Nie takiej znowu zupełnie innej, bo też o rękawiczkach będzie.
Jakiś czas temu pisałam o ocieplaniu dzierganych akcesoriów zimowych, coby łapki i uszka nie poodpadały z zimna. Temat jednym się spodobał, inni byli lekko przestraszeni wizją rzekomego ogromu pracy, jaki należałoby włożyć, by ocieplany udzierg wyprodukować.
Muszę się przyznać, że samo ocieplanie dzianin chodziło mi po głowie już od dawna i długo poszukiwałam różnych patentów. Gdzieś kiedyś, bodaj w komentarzach na 'Prząśniczce' mignął mi wpis o ocieplaniu runem, ale jakoś autorka wpisu nie pociągnęła tematu, więc trop mi się urwał. Nawet zamierzałam publicznie, w poście, zaapelować, by ktokolwiek wiedzący coś na ten temat się odezwał i oświecił, ale cóż to?
Okazało się, że akuratnie na Ravelry ktoś uprzejmy wrzucił wzór i patent na rękawice ocieplane runem, i to jeszcze za darmo i z tutorialem. Wprawdzie po angielsku, ale zdjęcia mówią same za siebie. Wzór tu (link do bloggera - nie trzeba mieć konta na Ravelry).
Jeśli więc kogoś przeraża podszywanie, może skorzystać z innej metody.

No to do następnego, mam nadzieję szybkiego...

niedziela, 16 października 2011

Cykada

Znowu miałam przyjemność testować wzór autorstwa Lete. Tym razem do zrobienia był sweterek dziecięcy z długim rękawem. Jak zwykle u Lete, robótka jest całkowicie bezszwowa (no, może za wyjątkiem graftingu pod pachami). I kiedy ma się odpowiednie druty, włóczkę oraz głowę na miejscu, można rzecz skończyć w mgnieniu oka.



Mnie nawaliło we wszystkich powyższych kategoriach, dlatego Cykadę dziergałam dłużej. Najbardziej zaś brakowało głowy na karku. Niestety, zawiesiła mi się umiejętność czytania ze zrozumieniem, a która dziewiarka nie ma w głowie, ta ma w rękach...
Ale jest. Skończony i dla odmiany, pasuje.



Dziergałam z włóczki Opus Polo. Nie powala ta włóczka jakąś specjalną jakością, skład ma taki sobie (pół na pół wełna z akrylem), rozdwaja się w trakcie pracy, ale wszystkie te niedoskonałości rekompensowane są przez piękny kolor. Żywa czerwień, twarzowa i dobrze wyglądająca w każdym świetle. Zwłaszcza korzystnie wygląda w promieniach zachodzącego słońca, kiedy to przybiera przyjemny, rudy odcień.
Jednak na nic ta reklama, gdyż producent odświeżył gamę kolorystyczną włóczki i tego koloru dostać już nie sposób. Szkoda.

Na osłodę przedstawiam jedyne zdjęcie, jakie się udało zrobić podczas 'pozowania' w wymarzonej wprost lokalizacji do sesji zdjęciowej, czyli w ptaszarni warszawskiego zoo.



Nic nie widać, to prawda. Ale i tak jest fajne ;-)

piątek, 14 października 2011

Kiedy (II)



Kiedy twoje Bardzo Małoletnie dziecko budzi się w nocy z krzykiem "Druty!... Druty!...", wiedz, że coś się dzieje.
Twój nałóg nie oddziałuje tylko na ciebie, uderza również w twoich bliskich...

***
Merde!


Mole mam w domu, tak? Nawet nie wiem, z której strony mam zacząć to naprawiać.

***
Merde (II)!



Próbuję właśnie kończyć sweterek dla Małoletniego, ale lecę na oparach włóczki. A kolor był się wyprzedał ze wszystkich miejsc.

***
Na pocieszenie zapisałam się na po trzykroć smakowite candy u Marty.

piątek, 30 września 2011

Poradniczek zmarzniętej dziewiarki

Z komentarzy pod poprzednim postem wynika, że wiele dziewiarek cierpi chłód we własnoręcznie zrobionych czapkach, tak więc ten wycinek świata wymaga natychmiastowego poprawienia, tym bardziej, że zima już za pasem. Bo to żadna przyjemność, kiedy wiatr hula między oczkami.

Na początek o samej technice.
Jak wspominałam wcześniej, do robótki należy dobrać włóczkę najlepiej wełnianą, lub wełnianą z niewielką domieszką włókien sztucznych. To oczywiste, co powiem, ale tylko naturalne włókna zapewniają komfort cieplny. Biorąc pod uwagę nakład pracy nad czapką lub innym akcesorium wykonanym tą technika, po prostu nie opłaca się używać włóczek, które nie zapewniają ciepła.
Jeżeli chodzi o druty, dobrze jest dobrać rozmiar nie większy, niż 3.5, a to dlatego, że podszywanie jest bardziej efektywne i estetyczne (że już nie wspomnę o względach praktycznych), jeśli pętelki będą mniejsze.

A teraz do meritum.
Przygotowałam dla celów instruktażu próbkę. Wydziergana jest na drutach rozm.4, a podszywać będę białą włóczką - dla większej czytelności przekazu.


Próbka wydziergana jest wzorem ściągaczowym *2 op, 1 ol*. Najbardziej interesuje nas jednak lewa strona, która przedstawia się tak, jak poniżej - czyli wzór *1 op, 2 ol*:


Do podszywania używamy "drabinek", powstałych z kolumn prawych oczek (pracujemy oczywiście na lewej stronie dzianiny).
Z motka włóczki przeznaczonej do podszywania odcinamy kawałek o długości, jaką uznamy wygodną do pracy z igłą. Nawlekamy na igłę. Zaczynamy podszywanie łapiąc brzegi "drabinki" (pracujemy pojedynczą nicią):


Końcówki nici mocujemy pod podszyciem:


Igłę prowadzimy na okrętkę, bacząc, by nie zaciągać nitki zbyt mocno. Zdjęcie pokazuje, jak najwygodniej jest trzymać dzianinę:


Skończywszy jeden rządek, przechodzimy do następnego:


Nitka się kończy? Żaden problem. utykamy końcówkę pod podszyciem:


... i bierzemy następną. Tak wygląda zabezpieczony koniec nitki, no i całość robótki.


Jak widać, technika jest dużo prostsza w wykonaniu, niż jej opisywanie.
Nie musicie się przejmować końcówkami nitek, nie trzeba ich dodatkowo zabezpieczać. Upchnięte pod podszyciem będą się doskonale trzymać.

Przy podszywaniu czapki najłatwiej jest oczywiście zrobić otok, kombinacja alpejska zaczyna się przy robieniu środka. Ponieważ czapka jest robiona wzorem ściągaczowym, trzeba się trochę nagimnastykować przy zakańczaniu, by utrzymać wzór ściągaczowy jak najdłużej. Wydaje się, że zwyczajowe sciągnięcie wszystkich oczek i zakończenie czapki w ten sposób nie będzie współgrało z techniką podszywania.

***

Poniżej podaję moje zapiski z pracy nad Superczapą wersja 1.0. Jeśli coś jest nieczytelne, proszę o sygnał - się poprawi.

Na króliczkową superczapę nabrałam 108 oczek. Z góry mówię, że po ostatecznej obróbce jest na niego za duża, pasowałaby na kilkulatka. Zatem w przygotowaniu króliczkowa superczapa wersja 2.0.

Użyłam sposobu nabierania, który po angielsku nazywa się backwards loop cast on method, a po polsku nie mam pojęcia. Może ktoś mnie poratuje i podpowie?
W zasadzie można użyć zwyczajnej metody nabierania oczek, tyle że ta, o której pisałam wcześniej daje większą elastyczność brzegu, i chyba trochę lepiej wygląda z tym wzorem.
Całą czapkę przerabia się wzorem ściągaczowym *2 op, 1 ol*. Pierwszy rząd to droga przez mękę, ale później dzierga się zupełnie normalnie.
Swoja superczapę dziergałam w okrążeniach przez 14 cm, następnie zaczęłam kombinowane gubienie oczek, by zachować tak długo, jak to możliwe wzór ściągaczowy, no i żeby góra ładnie wyglądała.
Od tego momentu robiłam tak (po kolei rzędy):

1. co 9 oczko przerabiałam 2 op razem (czyli co trzecie powtórzenie wzoru) (96 oczek na drucie);
2. *2op, 1ol, 1op, 1ol, 2op, 1ol* (czyli tak, jak schodzą z drutu);
3. *2op, 1op, 1ol, 2op razem, 1ol* (84 oczka na drucie);
4. *2op, 1ol, 1op, 1ol, 1op, 1ol* (czyli tak, jak schodzą z drutu);
5. *2op razem, 1ol, 1op, 1ol, 1op, 1ol* (72 oczka na drucie);
6. *z 3 oczek jedno, przerobić następnych 9 tak, jak schodzą z drutu* (60 oczek na drucie)
7. *przerabiać oczka tak, jak schodzą z drutu*;
8. przerobić 4 oczka tak, jak schodzą z drutu, *z 3 oczek 1, przerabiać oczka tak, jak schodzą z drutu*, przerobić ostatnie 3 oczka tak, jak schodzą z drutu; (48 oczek)
9. *z 3 oczek 1, 1 ol* (24 oczka)
10. *2 op razem*, uciąć włóczkę zostawiając ok 20 cm, przeciągnąć ogonek przez pozostałe oczka, ściągnąć i wszyć po lewej stronie robótki.

poniedziałek, 26 września 2011

Superczapa

Głównym powodem, dla którego nauczyłam się robić na drutach była chęć posiadania ciepłych czapek, które by odpowiadały mojemu gustowi. Zawsze wyobrażałam sobie, że czapka z wełny musi być cieplejsza od takiej poliestrowej. Jakież było moje rozczarowanie, kiedy okazało się, ze czapka ręcznie robiona jest lekka i przewiewna - co do zasady jest to zaleta, ale nie przy -15 stopniach.
Ale basta rozczarowaniom! Mam! Trafiłam wreszcie na dobry patent. I jedną czapę już popełniłam, a co najmniej dwie czekają w kolejce.




Przede wszystkim ostrzegam, że nie jest to technika dla osób, które nie kochają igły.

Patent polega na tym, że się najpierw dziabie czapę ściągaczem *2 op, 1 ol*. To połowa roboty. Należy przy tym wybrać włóczkę niezbyt grubą, maksymalnie na druty w rozmiarze 3.5, najlepiej taką, która ma co najmniej 80% wełny. Mniejsza zawartość wełny w wełnie po prostu czyni wysiłki bezsensownymi. Czapę "podstawową" należy udziabać trochę większą, niż się zazwyczaj robi, również trochę głębszą.





Wszystko to dlatego, że po wydzierganiu czapkę dodatkowo podszywa się włóczką, wykorzystując wzór po lewej stronie, co powoduje, że czapka robi się grubaśna, mięciutka i cieplutka, ale też mniej elastyczna.





Na pierwszy rzut oka wydaje się, że podszywanie musi trwać wieki, ale nie. W sumie podszywanie przedstawionej czapki trwało mniej więcej tyle, ile udzierganie, czyli jakieś 5-6 godzin.
Zewnętrzna warstwa czapy zrobiona jest z wełny norweskiej, dość grubej i szorstkiej, wyściółka z Kashmiru Wnuka koloru bladej d..., pardon, bladego beżu. Jeśli chodzi o współczynnik "wyjściowości", nie jest to może najszczęśliwszy mariaż, ale względy praktyczne są nie do przecenienia. Kashmir jest daleko delikatniejszy od Mor Aase, no i zajmuje mi miejsce w schowku.




Ogólnie mówiąc, rezultat jest zadowalający. Czapa została doceniona przez nowego właściciela, i ponieważ wyszła trochę przyduża, posłuży jeszcze przez rok lub dwa.





Ps. Jakby kogoś interesowało kształtowanie "korony", to mogę podrzucić. Zapisywałam na bieżąco.


sobota, 17 września 2011

Candy wytrawne - wynik

Serdecznie dziękuję wszystkim uczestnikom Candy Wytrawnego. Witam nowych gości na moim blogu. Dzięki tej rozdawajce mogłam poznać nowe osoby o interesujących hobby i znalazłam kilka ciekawych, inspirujących miejsc w internecie.
A teraz o losowaniu: miało być z sierotką, miseczką i karteczkami - to jakby bardziej uroczyste, podkreślające wagę chwili. Niestety, morowe powietrze weszło w nasz dom, kładąc pokotem wszystkich, od dużego do małego, a ja, jako ostatnia trzymajaca się na nogach spieszę z pomocą bardziej potrzebującym.







Zatem nie było innej rady, jak skorzystać z maszyny losującej...




...i tak Candy Wytrawne, najprawdziwszy Harris Tweed powędruje do E-wełenki, która zamieściła komentarz nr 22:






Serdecznie gratuluję wygranej ^__^

niedziela, 11 września 2011

Echo i co się dzieje.

Kankanko, dziękuję za ten zbiorowy wyraz uznania - przeczytałam wszystkie twoje komentarze i baaardzo poprawiły mi humor. Dziękuję, ustawiłaś mi cały dzień :-)
Jeśli chodzi o przędzenie, to w zasadzie nie był mój pierwszy raz. Pierwszy raz był, kiedy jeszcze nie oglądałam instruktaży na Youtube, kiedy kombinowałam po lakonicznej poradzie koleżanki, że tu się wysnuwa, tu kręci, a tu nawija (co w zasadzie wyczerpuje opis działania wrzeciona, prawda?). Dodatkowo zaczynałam od podłej, pół sfilcowanej góralskiej wełny, na wrzecionie własnoręcznie sporządzonym z chińskiej pałeczki i oszlifowanego kawałka cegły. Pionierstwo, nie? Dlatego, kiedy dorwałam cudnie wyczesanego merynoska, musiało pójść jak z płatka.
Malaala, tak, odwłóczkowanie jest jak odchudzanie - wiele dziewiarek się za to zabiera, czasem są efekty. Opanować nałóg kupowania, przymus posiadania cudnych włóczek - trudna sztuka.

Teraz do rzeczy. Dzieje się Basic seamless raglan pullover, pomysł nr 2:



Szczegółowe notatki z dziergania będą, jak już skończę całość. Na razie pokazuję 1/3 sweterka. Jeszcze nie wiem, jak go wykończę, możliwe, że zrobie kieszonki. Muszę znaleźć jakieś odjazdowe guziczki, bo sweterek wychodzi dość poważny.

Dziergam z włóczki, z której równolegle dłubie Millefiori. To własnie ta ciekawa włóczka. Chińska mieszanka wełny z akrylem 70/30, o niejednolitym czekoladowym kolorze, z lekkim połyskiem, ciężkawa. Wychodzi z niej ładnie ukladająca sie dzianina. Moja włóczka została upolowana w Siemiatyczach, w sklepie z agd, cos w tylu Domu Wiejskiego czy innego Domu Rolnika. Nie wiem dokładnie, bo w Siemiatyczach bywam rzadko. Sprzedawana jest w takich własnie fajnych torbach, po pół kilo w sześciu motkach, 4 a 100g i 2 a 50.




Byłabym kupiła więcej, ale nałożyłam sobie embargo. Trudno.

***
Tyle o włóczce.
A Opera Gliniana otwiera swe podwoje 17 września. Będzie impreza, pyszności, glina.

środa, 7 września 2011

Ogłoszenia

Po pierwsze primo wiadomosć dla tych, co mieszkają w Warszawie i lubią twórczo taplać się w błotku: już wkrótce (najdalej w ciągu dwóch tygodni) będzie miało miejsce otwarcie nowej pracowni ceramicznej, w której również będą prowadzone warsztaty lepienia gliny.
Siedziba Opery Glinianej, pracowni Marty Turowskiej, mieści się w klimatycznym podwórku kamienicy przy ul Targowej 62.





Po drugie primo: droga elko209, post o przędzeniu będzie wkrótce, czekaj cierpliwie.

Po trzecie primo: serdecznie wam dziękuję za komlementy w temacie mitenek.

Po czwarte primo: powzięłam postanowienie, by zacząć prowadzić szczegółowe notatki oraz zapisywać idee w specjalnym robótkowym zeszyciku. Ja wiem, jest niby Ravelry w tym celu - świetny portal, ale komp nie zawsze jest włączony lub nie zawsze jest wolny - i tak rzeczy ciekawe i pożyteczne ulatują w niebyt. A szkoda.

***
A teraz o robótkach. W dalszym ciągu trzymam się postanowenia, by się trochę odchudzić z włóczki. Nie włażę na strony sklepów internetowych i uparcie ignoruję zachwyty innych blogowiczek na temat włóczek. Za to zawzięcie inwenatryzuję własne. Dla części wymyślam nowe przeznaczneie, z pozostałymi będę się niedługo żegnać. Spodziewajcie sie wkrótce oferty.

Kontynuując Destash zaczęłam robić sweterek dziecięcy wg tego wzoru .


Jest świetny jako baza do realizacji własnego pomysłu na sweterek (chodzą mi po głowie już trzy).




To co widzicie powyżej jest jednakowoż przeznaczone do prucia, bowiem we wzorze był mały chochlik, którego zauważyłam dopiero przy dłubaniu dolnego ściągacza. Została ominięta informacja o zmianie drutów na większe, a pół rozmiaru drutów robi różnicę w rozmiarze sweterka. Ale prucie sweterka na dwulatka boli mniej, niż sweterka dla mnie, a i własne wykonanie można przy okazji poprawić.

Ponadto nadal dłubię Millefiori Cardigan, jednak olewam opis autorki i robię zupełnie inny sweter, li i jedynie ze wzorkiem z opisu. Szczegółowa relacja będzie, jak się całość wydłubie. Na razie jestem na etapie oswajania metody wrabiania rekawa, opisanej przez Fiubździu.

sobota, 3 września 2011

Candy wytrawne

Ogłaszam "Candy wytrawne".

Naszły mnie ostatnio wspomnienia z mojej wyprawy do Szkocji sprzed dwóch lat. Filtr wczesnych dolegliwości ciążowych zbladł już niemal zupełnie, odsłaniając piękne kolory, wielkie przestrzenie, dzikie krajobrazy i nostalgiczny klimat.









Z wyprawy przywiozłam dwa motki słynnego tweedu, kupione w sklepiku sieci Harris Tweed na którejś z wysepek z archipelagu Hebrydów (możliwe nawet, ze to była wyspa Harris ;-) ).
Właśnie te dwa motki chcę podarować komuś z was :-)
Candy jest "Wytrawne", ponieważ włóczka taka właśnie jest - lekko sztywna, trochę podgryzająca, w eleganckiej gamie kolorystycznej - dla konesera. Dwa motki ważą ok. 36o gramów.


Zasady rozdawajki:

1) zapisać się można poprzez dodanie komentarza pod tym wpisem - do 17 września, do godz. 17.00;
2) jeśli jeszcze nie obserwujesz mojego bloga, wpisz się jako obserwator;
3) zamieść informację o "Wytrawnym candy" na swoim blogu, jeśli go prowadzisz.


(kliknij, aby powiększyć zdjęcie)

Wyniki będą ogłoszone 17 września około godziny 20.00.
Zapraszam :-)

czwartek, 1 września 2011

Destash project # 1



Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Zaczęłam zużywać moje bezgraniczne zapasy jednomotkowe od wzoru Bronte's Mitts




Wzór jest darmowy, można go sobie ściagnąć z Ravelry, jeśli ma się tam konto.


Moje mitenki wyszły bardzo fajnie. To zasługa włóczki, zarówno jej składu - merino, jak i koloru - jeans z fioletowymi kłaczkami. Mniam!





Dziergały sie te moje mitenki bardzo szybko z niewielkimi przestojami w partii ażurowej. Od kilku dni mam mianowicie fazę, że nie myślę głową, tylko chyba czymś innym, kolanem na przykład. Kompletnie rozkojarzona gubiłam się w schematach, umiejętność posługiwania się angielskim znacznie przybladła i tak omijałam, to narzut, to oczko na krzyż...
Ale udało się. Mitenki skończone, zblokowane, proszę bardzo:










Ps. Już znam przyczynę rozkojarzenia. Wirus mi się inkubował. Niech to!...

Ps2. Małżonek oświadczył, że mitenki są seksowne. Rzadki to komplement w stosunku do wyrobów włóczkowych, więc tym bardziej cieszy, nieprawdaż?
Ps3. Z motka 50g/190m zostało 18g. Sądziłam, że przedłużenie części głównej rozwiąże problem, ale nic z tego. I co teraz zrobić z tą reszteczką?

piątek, 26 sierpnia 2011

U schyłku lata

Lato ma się ku końcowi. Zaliczyliśmy z Króliczkiem wspaniały miesiąc na Mazurach:



...potem cudowne dwa tygodnie nad Bugiem:



...a teraz, po powrocie do domu pracowicie przygotowujemy się do jesieni. Czas skompletować jesienną wyprawkę dla malucha, przygotować się do zmian organizacyjnych w rodzinie.
Jest to również dobry moment na podsumowania.
Ponieważ to blog rękodzielniczy, dzielę się wynikami podsumowania w włóczkowej materii.
Otóż włóczek ci u mnie dostatek. A raczej klęska urodzaju. To konstatacja znakomitej większości włóczkomaniaczek, Ameryki nie odkrywam. Przyznaję, że dopada mnie frustracja, kiedy podczas jakichś porządków albo poszukiwań w szafach znienacka wypada na mnie zakitrana plastikówka z kilkoma motkami tego lub owego, o zapomnianym już przeznaczeniu.



Nazbierało się tego dwa kartony. Kilka dodatkowych wyżej wspomnianych plastikówek nie wygądałoby wyjściowo na zdjęciu, ale są na stanie. Wiem, nie biję rekordów, ale to i tak więcej, niż jestem w stanie na bieżąco przerabiać. Postanowiłam zatem tej jesieni nie kupować nic nowego. Pod żadnym pozorem.
Zabieram się za jesienne akcesoria - projekty szybkie i przyjemne. Żadnych tam wycudowanych, praco- , czaso- i włóczkochłonnych wyrafinowanych dzieł sztuki.

Po prostu - odwłóczkowanie.


wtorek, 16 sierpnia 2011

Nakręciłam

Ukręciłam, połączyłam, uprałam i oto jest:

Pierwsza własnoręcznie uprzędziona włóczka :-)


Około 120 metrów z 50 gramów czesanki z merynosa, kolor naturalny. Jeszcze nie wiem, co z niej zrobię, być może dokręcę więcej na coś konkretniejszego, na jakiś prosty szaliczek na przykład.


A tymczasem na drutach interesująca chińska włóczka (70% wełna, 30% akryl i 6% trudno powiedzieć czego ;-) podejrzewam że kurczliwości bądź rozwlekalności, co okaże sie w praniu).
Oto wielki powrót słynnego wzoru Millefiori Cardigan.


Na razie tylko zajawka - kardiganek się dzierga.

środa, 3 sierpnia 2011

Wkręciło mnie

To oficjalne. Wkręciło mnie.
...i to na zasadzie - "nie przyszła góra do Mahometa- musiał Mahomet przyjść do góry", gdzie Mahomet to czesanka i wrzeciono.


Żeby było jasne - to nie jest mój debiut. Debiut nastąpił jakieś 3 lata temu na wrzecionie własnoręcznie skleconym z pałeczki do chińszczyzny oraz oszlifowanego papierem ściernym kawałka cegły, z dużym udziałem pasa niezbyt idealnie zgręplowanej wełny. Wówczas poprzędłam jeden wieczór i rzuciłam w kąt. Gdzieś się jeszcze wala to pionierskie wrzeciono. Jak mi się nawinie pod aparat, to pokażę.


Niemniej jednak temat błąkał się po moich zwojach mózgowych, choć nie na tyle, by ruszyć szanowną i skołować lepszą wełnę i jakieś bardziej udane narzędzie.
Do czasu, kiedy przyjaciółka wróciła z wyjazdu odtwórczego i podstępnie zwabiła do siebie, niby to zdjęcia pooglądać, wyjazd omówić...
A tam (u przyjaciółki) - czesanki, wrzeciona, pełen wybór.
Dłużej nie sposób było się opierać - no i mnie wkręciło.


Kręcę sobie, kręcę to wrzecionko po kilka minut dziennie, w ramach dostępnego wolnego czasu oraz sił witalnych.
Przędzie mi się, przędzie całkiem zadowalająca nić.
Będzie z tego włóczka z podwójnej nitki na coś małego, albo na później, na coś większego, jak dokręcę więcej.