No właśnie. Przedwiośnie mamy, proszę państwa. Dni prawie tak samo długie, jak pół roku temu (ach, wtedy byłam nad morzem...). Nareszcie bardziej powyżej zera, niż poniżej. A jednak energia nie ta sama, co we wrześniu.
Czas wreszcie "odgruzować" otoczenie po długiej zimie, rozruszać się, przestawić się na "ładowanie akumulatorów".
Na froncie drutowym jedna wygrana, jedna bitwa w toku i kilka porażek.
Oto zwycięstwo: szalik z mohairu, robiony na szóstkach. Monotonię koloru brązowego (totalnie przekłamanego na zdjęciu - w "realu" kolor zblizżony do mlecznej czekolady) przełamują złote nitki we frędzlach.
To bitwa w toku - ucze się koronki armeńskiej. Bardzo wdzięczna to technika. Pozwala ona po opanowaniu 1 (słowie: "jednego") supełka tworzyć w zasadzie dowolne kompozycje. Po prawej moja "najpierwsza" wprawka do techniki -pętelki różnej wielkości, średno 7 mm. Po lewej próby panowania nad wielkością pętelek (mają 1-2 mm).
Natomiast jeżeli chodzi o klęski, to dopadł mnie totalny brak natchnienia połączony ze zbyt małą ilością włóczki na zrobienie czegoś konkretnego. Już mi się szaliki i czapki znudziły.
Zrób mi moherowe gacie :p
OdpowiedzUsuńMówisz - masz.
OdpowiedzUsuńO mamo, a to mi nie podrapie przydatków? ;) I czy aby nie przegrzeje mi się... ?
OdpowiedzUsuńNo i miałaś wpaść do mnie z Piterem i co? Cisza...
OdpowiedzUsuńja to jak mam robic szalik to katusze przeżywam takie jakby mi kto kazał pole ziemniakow przekopać. Ostatnio lubię wszystko co im bardziej skomplikowane... a i tak powstaja proste, bo takie zapotrzebowanie :) ale niedługo zaczynam egoistyczne dzierganie, wtedy na pewno troche poszaleję. Najważniejsze co by nudno nie było :)
OdpowiedzUsuńCóż, jeszcze trochę poszalikuję, bo kudłata włóczka w połączeniu z drutami 10mm daje naprawdę fantastyczne efekty. No i robi się ekstremalnie szybko ^__^
OdpowiedzUsuńChociaż wczoraj zachorowałam na sweter z sówkami, ale o tym będzie kiedy indziej.