poniedziałek, 30 marca 2009

...aaaby być na bieżąco 2

Wróciłam z moich ukochanych Mazur, wprawdzie z podładowanymi bateryjkami, ale i z przeziębieniem. Jeszcze się tam zima panoszy, ale jakby mniej zdecydowanie.
Bocianów niestety jeszcze nie ma (w zeszłym roku o tej porze już sie szwendały po łąkach), za to są żurawie. I pięknie śpiewają (trąbią? tokują?).
Wielkie z nich bydlęta, pardon, ptaki. Odcisk żurawiej łapy w błocie, na który się natknęłam podczas łapania przeziębienia (spaceru), był wielkości mojej dłoni, a zaznaczam, ze nie jestem jakaś tam filigranowa.
Swterek z sowami się robi. To znaczy, robił się do soboty, kiedy po udzierganiu głównej częsci tułowia i pierwszego rękawa, zabrałam się za drugi. Klątwa jakaś. I druty na sztywnej żyłce :-/
Początkowo umierałam ze strachu, że sweter będzie dużo za duży, ale chyba będzie dobrze.
Z resztą, to się jeszcze okaże.

1 komentarz:

  1. Żurawie chyba akurat klangorują, bo ich krzyk nazywa się klangor. *^v^*

    OdpowiedzUsuń