Po pierwsze, spreparowałam nowe jajco. Tym razem koronka zrobiona jest białą nicią. Jako że podobno należę do homo sapiens sapiens, z ostatnich prac wywnioskowałam, że taką koronkę dobrze jest robić od góry oraz że lepiej jest robić ja w częściach. Po obleczeniu plastikowego jajca koronką dopadły mnie jeszcze dwa dodatkowe wnioski. Mianowcie, dobrze jest wpakować do jajcowej foremki coś wypełniającego w kolorze kontrastowym do koloru koronki, oraz że dużo ładniejsze koronki wychodzą na mniejszych jajcach (male są wielkości kurzego, duże - gęsiego jaja). Po prostu tak koronka jest zbyt filigranowa, by zapełniać nią duże powierzchnie, a jeszcze nie nabyłam biuegłości w tworzeniu wzorów tą techniką.
Po wtóre, zabrałam się za mitenki. Najpierw zaczęłam je robić na okrągło wieloma drutami. Zaczęła tak, ponieważ już wcześniej nauczyłam się tej metody podczas robienia moich pierwszych rustykalnych rękawiczek. jednak, i ole wtedy mnmogość drutów mi nie przeszkadzała, o tyle teraz tworzenie ściągacza stanowiło prawdziwą mękę. Dlatego, nie skończywszy pierwszej, zabrałam sie za drugą, ktorą robie na dwóch drutach. Będzie z szwem. Trudno. Planuję wykończyć je ażurowym wzorem, co niestety będzie oznaczało konieczność przełamania niechęci do szydełka. Jak trzeba-to trzeba.
Po trzecie, w toku jest kolejny szalik. Tym razem dla mnie. Mohair na drutach 10mm. Prawie jak wzór ażurowy* . Robi się fantastycznie szybko, ale ostatnio jakoś nie mam do tego melodii.
Na pocieszenie zrobiłam zdjęcie szlika dla mamy, tym razem wersja w ciepłym, słonecznym świetle.
Przyłapałam na goracym uczynku Prosiaka. Wieprz, małpuje tylko. (Prosiak ma na głowie czapkę - mój pierwszy eksperyment z wzorami reliefowymi, własnoręcznie zapeojektowanymi. O!)
*)-"prawie" robi dużą różnicę, ale jak się nie umie co się lubi to się lubi, co się umie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz