Wbrew pozorom tytuł nie jest przesłaniem dla osób, które wciąż zaglądają na tę stronę (chociaż wiem, że pracuję sobie na tytuł Najgorszego Bloggera Roku). Tego lata udało mi się coś, czego bym się w życiu nie spodziewała, mianowicie zapomniałam, że bloga posiadam i nawet coś czasem tu wpisuję.
Serio.
Winię upały.
Ostatnio było u mnie o kamizelce w "elficki kamuflaż", więc pociągnijmy ten temat.
Kamizelka zrobiła się ekspresowo, zużyła się prawie cała przeznaczona na to włóczka (yesss!), utknęłam na zapięciach. Spośród różnych opcji rozważałam nawet pozostawienie ubranka bez zapięcia, ale córka, mała fetyszystka, nie uznaje ubranek, których nie można zasunąć, zatrzasnąć albo zaguzikować. Ubranka bez zapięcia są nieważne.
No to jest zapięcie - guzik z pętelką:
Wszystkie brzegi wykończyłam i-cordem, alem się zawiodła, bo się wszystkie one zawijały. Potrzebowałam fachowego wsparcia. W pasmanterii dowiedziałam się, że potrzebuję bawełnianej taśmy (a nie lamówki, jak sądziłam - cały czas się czegoś uczymy), którą obszyłam co było trzeba. I teraz jest idealnie:
Dla wszystkich, którzy dobrnęli do końca epopei o "Elfickim kamuflażu" mam mały Uśmieszek:
Uśmieszek prezentuje swoją najnowszą czapkę, zrobioną według wzoru Swirl Hat, dostępnego via Ravelry zupełnie za darmo.
Czapeczkę machnęłam z CottonMerino Dropsa, zeszło niecałe pół motka. Dziergałam na drutach 3 i 3.25. Ponieważ chciałam dzianinę bez dziurek, wszystkie narzuty przerabiałam jako oczka prawe przekręcone. Ta zmiana powoduje, ze czapka wychodzi mniejsza, więc trzeba wybrać większy rozmiar albo dodać ze dwa powtórzenia wzoru w obwodzie.
Wzór jest bardzo fajny, dość łatwy, twarzowy, a do tego uniwersalny.
Jeśli chodzi o włóczkę, to łączy ona zalety wełny z wadami bawełny. To znaczy dla osób, które tak jak ja, nie lubią z bawełną pracować. Jest nieelastyczna (ale się nie rozciąga po praniu) i sznurkowata. Za to jest świetna w utrzymaniu. Dzianina z niej wykonana jest nie za ciepła, w sam raz na okres przejściowy, na ładną jesień.
Na dziś tyle. Dziękuję, że do mnie zaglądacie i do zobaczenia w następnym wpisie!
wtorek, 29 września 2015
Guzik z pętelką
Etykiety:
buttoned,
czapka,
Drops cotton-merino,
dziecięca,
guziki,
hat,
kamizelka,
Sirdar Folk song,
toddler,
vest
środa, 24 czerwca 2015
Przypadek dziewiarski
Przypadek zaczął się w Olecku dwa tygodnie temu. Trafiłam do nowo otwartego, jak się potem okazało, nowootwartego. I zaraz przy wejściu znacząco do mnie mrugnęła wielka torba z włóczkami. A ja z tej torby między innymi wyciągnęłam to:
Włóczka Sirdara Folksong Chunky, mieszanka wełny z akrylem.
W kolorze "Treefolk". Urocza nazwa, nie?
Będzie z tego wdzianko dla małej dziewczynki, zapinane na dwa guziki, wykończone i-cordem. Jak mi starczy włóczki, oczywiście. Tak więc Hitchcock.
Zazwyczaj nie robię nic z pstrokacizny, z obawy że mi się zacznie w niechciane wzory - ciapki układać.
No ale chcąc się za tę piękność zabrać, musiałam przezwyciężyć lęki i odważnie ruszyć naprzód. Idzie szybko, bo na grubych drutach (5,5mm i 6mm). A w razie gdyby coś poszło nie tak, mam na tę włóczkę plan awaryjny.
Tymczasem zastanawiam się, jak rozwiązać kwestię guzików. To, ze w szale dziewiarskim nie zrobiłam stosownych dziurek jest akurat najmniejszym problemem. I tak, jest pierwszy pomysł jest na sportowo - dać duże białe napy, obrobić i-cordem na biało. Drugi pomysł jest taki, by utrzymać się w tonie elfickim i zrobić zapięcie na kołeczek z białego sznureczka przyszytego w liściasty deseń. To jakby załatwiało sprawę braku dziurek na guziki. Ale jest też trzecia droga, mianowicie nie dodawać już żadnych fajerwerków estetycznych do mocno efektownej włóczki i dać guziki drewniane, stonowane. A brak dziurek jakoś się obejdzie...
Włóczka Sirdara Folksong Chunky, mieszanka wełny z akrylem.
W kolorze "Treefolk". Urocza nazwa, nie?
Będzie z tego wdzianko dla małej dziewczynki, zapinane na dwa guziki, wykończone i-cordem. Jak mi starczy włóczki, oczywiście. Tak więc Hitchcock.
Zazwyczaj nie robię nic z pstrokacizny, z obawy że mi się zacznie w niechciane wzory - ciapki układać.
No ale chcąc się za tę piękność zabrać, musiałam przezwyciężyć lęki i odważnie ruszyć naprzód. Idzie szybko, bo na grubych drutach (5,5mm i 6mm). A w razie gdyby coś poszło nie tak, mam na tę włóczkę plan awaryjny.
Tymczasem zastanawiam się, jak rozwiązać kwestię guzików. To, ze w szale dziewiarskim nie zrobiłam stosownych dziurek jest akurat najmniejszym problemem. I tak, jest pierwszy pomysł jest na sportowo - dać duże białe napy, obrobić i-cordem na biało. Drugi pomysł jest taki, by utrzymać się w tonie elfickim i zrobić zapięcie na kołeczek z białego sznureczka przyszytego w liściasty deseń. To jakby załatwiało sprawę braku dziurek na guziki. Ale jest też trzecia droga, mianowicie nie dodawać już żadnych fajerwerków estetycznych do mocno efektownej włóczki i dać guziki drewniane, stonowane. A brak dziurek jakoś się obejdzie...
Co wy na to?
Ps: wpis tym razem sponsorowany tym, ze ktoś ukradł lato, jest zimno i wciąż jeszcze, wbrew tradycji, nie odeszła mnie chęć na dziergoty.
Ps2: następny wpis będzie o wełnie innej niż wszystkie.
Etykiety:
dziecięca,
kamizelka,
Sirdar Folk song,
toddler,
vest
czwartek, 18 czerwca 2015
Rękodzielniczka na wczasach
Już od dłuższego czasu przebywam poza miastem, zaszyta w mazurskich lasach. Dłubię rękodzielniczo w tym i owym, ale o tym będzie kiedy indziej. Zdobywam skautowskie umiejętności, jak to: przepęd bydła, opieka nad cielętami, opieka nad porzuconymi pisklętami, pozyskiwanie ziół, jazda po bezdrożach na azymut (raczej na czuja).
No ale czasem trzeba wyjść z lasu, nie tylko do pobliskiego sklepiku po chleb i masło.
Zatem wybraliśmy się by pozwiedzać skansen węgorzewski.
Zatem wybraliśmy się by pozwiedzać skansen węgorzewski.
Jest mały ale uroczy. Duża część eksponatów to rekonstrukcje, ale nie bardzo mi to przeszkadzało. Jest pracownia garncarska, stolarska, jest i kuźnia, ale przede wszystkim - wypasiona pracownia tkacka. Zdjęć z pracowni tkackiej nie mam, ale zapewniam, że jest co oglądać. Kilka krosien, dużych i jeszcze większych, prostych i wielonicielnicowych. Na ścianach rozmaite tkaniny, w kąciku rozpoczęta koronka klockowa (klocki aż tak bardzo mnie nie kręcą...), Nie chciałam być Joe Głodomorem*, wolałam się jednak skupić na tym, co oglądam. Więc z multitaskingu w postaci tachania tobołów, dzieciątka i aparatu odjęłam aparat, dzieciątko sprzedałam na kilka minut ojcu, toboły rzuciłam pod nogi i patrzyłam, i słuchałam. I postanowiłam. W przyszłym roku wezmę udział w warsztatach tkackich. Jest do przerobienia wiele tematów - od osnucia krosna (chyba najtrudniejsze), poprzez proste tkaniny aż do tkanin dwuwątkowych, ponad pięćdziesiąt godzin pracy na zasadzie mistrz-uczeń.
Tymczasem - kilka migawek:
Takie cuda bym chciała umieć robić...
Tymczasem - kilka migawek:
Takie cuda bym chciała umieć robić...
A tu coś jak meksykańskie ojo de dios:
Tu przedmioty z warsztatu prządki, leniwa kaśka, o ile się nie mylę. O ile się mylę, proszę mnie poprawić.
No i zdjęcie, dzięki któremu powstał ten post. Młoda rękodzielniczka - następne pokolenie:
Ps. SHEEP ALERT: w węgorzewskim skansenie w sezonie letnim można obejrzeć owieczki rasy skudde. Zdjęć nie mam, bo... zapomniałam...
*) Joe Głodomór to postać z książki Josepha Hellera pt. "Paragraf 22", którą szczerze polecam. Książkę, znaczy, polecam.
niedziela, 17 maja 2015
Speedy Gonzalez czyli eksperment farbiarski
Kiedyś zrobiłam eksperyment, żeby sprawdzić, czy dam radę uprząść trochę wełny. Uprzędłam. Zwinęłam. Schowałam.Za mało jej było, żeby do czegoś użyć. Ale przypomniałam sobie o niej, kiedy mnie sparło na farbowanie wełny. Do eksperymentów - jest w sam raz.
Jak się poczyta tu i tam, to się okazuje, że kuchnia obfituje w wyposażenie i materiały do podobnych prac. Jest patelnia do paelli, jest ocet, są barwniki spożywcze (u mnie pozostałości po Wielkanocy - barwniki do jajec). Wełnę namoczyłam, ułożyłam i... co ja wam będę opisywać, sami popatrzcie:
Pojechałam po bandzie i wrzuciłam wszystko - jak eksperyment, to eksperymentujemy, prawda?
Po drodze dochlupnęłam więcej octu, bo coś sytuacja była blada. Jak chwyciło...
...to wylazło z garnka coś takiego:
Ale czy z takiej pstrej włóczki da się w ogóle coś zrobić? przyznam szczerze, że dotychczas nie wyobrażałam sobie swetra z takiej ciapatej włóczki. No ale właśnie zaczęłam sobie wyobrażać. Prosty, luźny krój, raglan. Takie ciepełko na jesień.
Akurat tej włóczki jest za mało, by coś z niej konkretnego zrobić, ale
już zaraz, już niedługo pokażę wam wełnę inną niż wszystkie, która już u
mnie jest i czeka na SPA ;-)
A dlaczego Speedy Gonzalez? Bo mi farbowanie wełny chodzi po głowie już jakieś pięć lat, od kiedy Marta z Zagrody popełniła wielce inspirujący i informujący post o swoich poczynaniach farbiarskich...
Etykiety:
dyeing,
eksperyment,
farbowanie,
melanż,
przędzenie,
spinning,
variegated
wtorek, 28 kwietnia 2015
Dropsowy dziecięcy
Wciąż mamy kwiecień, a więc jeszcze wypada gadać o zimowych swetrach. Bo, przeplata, wiadomo...
Mam do zaraportowania sweter synowski, poczyniony wedle wzoru Dropsa. To drugi raz, kiedy korzystam z tego wzoru. Pierwsza była ta tuniczka.
Użyłam włóczki z zapasów, jakiejś starej norweskiej Idun czy czegoś w tym rodzaju (metki pochłonęła tak zwana pomroka dziejów). Tym samym zapasy znowu schudły! super!
Do pracy przy wzorze wrabianym użyłam samodziałowego rozdzielacza nitek, zrobionego z uniwersalnego narzędzia MacGyvera. Niestety nie mogę go, to jest tego rozdzielacza, okazać, bo przydał się synowi do zabawy. Nie stanowi to wielkiej szkody, albowiem narzędzie to można przygotować ad hoc w minutę 8.
Dziewiarki różnie podchodzą do tego utensylium. Jedne uznają je za fanaberię, przeszkadzacza, sprzęt zupełnie nieprzydatny. Ja akurat należę do fanów rozdzielacza, bo pozwala nadrobić niedostatki umiejętności w operowaniu dwoma nitkami a tym samym uzyskać satysfakcjonujący efekt pracy. Przekonałam się do niego ostatecznie usiłując popełnić czapkę wzorem dwustronnym (udało mi się częściowo, to jest wydziergałam ją w całości, przeszła testy jakości dzianiny, nie przeszła testu dopasowania rozmiaru).
Tak czy owak sweter powstał dość szybko i już od kilku miesięcy ogrzewa wiadomy grzbiet oraz cieszy oczy matki.
Co ja będę opisywać - sami popatrzcie. Oto zadowolony klient:
Co ja będę opisywać - sami popatrzcie. Oto zadowolony klient:
A tu włóczkowe porno (jest jakiś sposób, by uniknąć tych uskoków przy dodawaniu oczek?)
No i dziewiarski odpowiednik selfie z dzióbkiem w kiblu:
Tymczasem zmykam robić makową panienkę. Muszę się spieszyć, bo maj już za rogiem i zaraz dostanę wstrętu do włóczek wełnianych i nie skończę.
Etykiety:
colourwork,
Drops,
dziecięca,
norwegian,
norweskie,
pulover,
sweter,
wzory wrabiane
niedziela, 5 kwietnia 2015
Wielkanocnie
Przez kilka lat nie robiłam pisanek. Nie zlożyło się, zabrakło czasu, były różne zmartwienia. W tym roku mi się poszczęściło. Był czas, wena, wewnętrzna pilna potrzeba. No, "czasami człowiek musi, inaczej się udusi". Trafiłam na wpis o jajkach na tym blogu i nie było już odwrotu. Parę chwil na szatańskim pinterestu i już miałam gotowe wzorki do przeniesienia na jajka.
Muszę przyznać, że dłubanie tych koronek to trudne zadanie. Czasochłonne i pracochłonne. Ale warto było trochę nad tym poślęczeć, bo wyszły mi jedne z najpiękniejszych kraszanek w mej rękodzielniczej karierze.
Wesołych Świat Wielkiej Nocy, kochani moi Czytelnicy!
Muszę przyznać, że dłubanie tych koronek to trudne zadanie. Czasochłonne i pracochłonne. Ale warto było trochę nad tym poślęczeć, bo wyszły mi jedne z najpiękniejszych kraszanek w mej rękodzielniczej karierze.
Wesołych Świat Wielkiej Nocy, kochani moi Czytelnicy!
sobota, 21 marca 2015
Mięczak
Za każdym razem, kiedy biorę szydełko do ręki, przypomina mi się, jak się kiedyś zarzekałam, że ja szydełkiem to nigdy w życiu. Że nam ze sobą nie po drodze. Ale zawsze się człowiek gdzieś w sieci natknie na coś, co już, natychmiast! trzeba spróbować zrobić samemu. Nieważne, że się o nowej technice ma pojęcie takie jedynie, że owa technika istnieje. Nie ma innej ścieżki dla kogoś, kto już się otworzył na prace ręczne.
Ja się już z szydełkiem oswoiłam, choć jeszcze mi daleko do biegłości w jego posługiwaniu się. Na szczęście podstawowe umiejętności wystarczą, żeby popełnić takiego cudaka:
Szydełkowanie takiego odjazdowego stwora to bardzo fajna sprawa. Gotowy udzierg sprawia mnóstwo frajdy. No i jeden zalegający w szafie moteczek znalazł zastosowanie* (włóczka Opus Polo Natura).
*) to znaczy, że zapasy włóczki "schudły" o 100 gramów. Mało. Trzeba dziergać więcej!
poniedziałek, 16 marca 2015
Sweterek dla Evci
Znacie te małe laleczki?
Jedna taka trafiła do mnie całkiem goła, biedaczka. Machnęłam jej gatki z cienkiego dżerseju i sweterki, oba wedle tego samego "przepisu", powstałego ad hoc.
Jakby ktoś z was miał gołą Evcię i nie miał pomysłu na jej przyodzianie, to może skorzystać:
Potrzebna jest włóczka typu fingering, czyli dość cienka. Reszteczki po skarpetkowej się nadzą. Druty numer dwa, najlepiej pończosznicze. Na marginesie dodam, że użyłam Knit pro, mówiąc szczerze specjalnie zakupionych do lalkowych udziergów, albowiem można je dostać w trzech długościach. Ja akurat mam dwudziestocentymetrowe. Te krótsze mogą źle leżeć w dłoniach, dłuższe są, no cóż, za długie do tak małych obwodów.
Nabieramy 24 oczka. Najlepiej użyć metody włoskiej, bo daje bardzo elastyczny początek robótki.
Ta elastyczność jest tu bardzo potrzebna, bo sweterek nie ma rozcięć ani żadnych innych ułatwień do ubierania lalki. Ponadto samo nabranie oczek tą metodą daje nam dwa rządki w ściągaczu 1x1, absolutnie wystarczające jeżeli chodzi o kołnierzyk. Jak ktoś chce, może nabrać oczka od razu do pracy
w okrążeniach. Ja to zrobiłam po zrealizowaniu początku robótki (czyli w rzędzie trzecim).
Ta elastyczność jest tu bardzo potrzebna, bo sweterek nie ma rozcięć ani żadnych innych ułatwień do ubierania lalki. Ponadto samo nabranie oczek tą metodą daje nam dwa rządki w ściągaczu 1x1, absolutnie wystarczające jeżeli chodzi o kołnierzyk. Jak ktoś chce, może nabrać oczka od razu do pracy
w okrążeniach. Ja to zrobiłam po zrealizowaniu początku robótki (czyli w rzędzie trzecim).
okr.3 Dzielimy oczka tak, by było ich po sześć na każdym drucie, zaznaczamy początek robótki i robimy jedno okrążenie prawymi.
okr.4 Zaczynamy dodawać oczka na ramiona: przerabiamy 5o.p, dodajemy 1o.p, przerabiamy 2o.p., dodajemy 1o.p., przerabiamy 10o.p, dodajemy 1o.p., przerabiamy 2o.p., dodajemy jedno o.p., przerabiamy na prawo do końca okrążenia.
okr.5 Przerabiamy 5o.p., dodajemy 1o.p., przerabiamy 4o.p., dodajemy 1o.p., przerabiamy 10o.p., dodajemy 1 o.p., przerabiamy 4 o.p., dodajemy 1 o.p., przerabiamy do końca okrążeniana prawo.
okr.6 Przerabiamy 5o.p, 6o.l., 10o.p, 6o.l., 5o.p.
okr.7. Przerabiamy 5o.p, dodajemy 1.o.p., przerabiamy 6 o.p., dodajemy 1 o.p., przerabiamy 10o.p., dodajemy 1 o.p., przerabiamy 6o.p., dodajemy 1o.p., przerabiamy do końca okrążenia.
okr.10 Przerabiamy 5o.p., 8o.l., 10o.p., 8o.l., 5o.p.,
okr.11 Przerabiamy 5o.p., zamykamy 8 na prawo, przerabiamy 10o.p., zamykamy 8 oczek na lewo.
okr.12 Przerabiamy 5 o.p., dodajemy trzy oczka, łączymy z robótką i przerabiamy 10o.p., dodajemy 3 oczka, przerabiamy do końca okrążenia.
Robimy 4 okrążenia prawym dżersejem, trzy okrążenia ściegiem francuskim (lewe, prawe, lewe), zamykamy oczka na prawo.
Wszywamy nitki i już. Gotowe :-)
W opisie, niestety, mogą czaić się błędy. Jeżeli jakiś zauważycie, dajcie znać, to się poprawi.
piątek, 16 stycznia 2015
Kominek plus coś na kształt noworocznego postanowienia
Tak mnie naszło na uzupełnianie zaległości. Tym razem prezentuję komin, popełniony jesienią. Przepis jest prosty: bierzesz włóczkę, która zalega ci w szafie od lat i wypada na ciebie za każdym razem, kiedy tą szafę otwierasz. Sprawdzasz, czy wzór, który chodzi ci po głowie od miesięcy zagra z tą włóczką. Dziergasz.
Forma prosta, wzór stokrotek gra pierwsze skrzypce, włoski włóczki lekko usztywniają całość.
Zaadaptowanie wzoru stokrotek do dziergania w okrążeniach stanowiło pewne wyzwanie. Koniec końców mi się udało, ale nie pytajcie mnie, jak to zrobiłam, bo sama nie wiem, czy zdołam powtórzyć taki wyczyn. Tak się po prostu zrobiło i już. Sama włóczka to puchaty budyń bez metki z second handu. Nie podejrzewam jej o dużą zawartość włókien naturalnych. Robione na drutach 5 mm, o ile się nie mylę.
A z innej beczki:
Trafiłam w sieci na patent na opanowanie zapasów włóczkowych, mianowicie włóczkową dietę. Najpierw robi się inwentaryzację i waży całe zapasy (lub przynajmniej kataloguje w uporządkowany sposób - to stan wyjściowy. Na koniec roku podsumowuje się ilość "kalorii zużytych", czyli wagę udziergów i porównuje z ilością "kalorii pobranych", czyli z zakupami.
I ja właśnie zamierzam sobie taką włóczkową dietę zaordynować. Tak więc trochę zabawy przede mną (i przed dzieciakami, oczywiście - nic bez małych pomocników w domu dobyć się nie może, niestety).
Etykiety:
cowl,
daisy stitch,
druty,
knitting,
komin,
mohair,
moher,
neckwarmer,
stokrotki
środa, 14 stycznia 2015
Czapkowa pogoda
Mamy wciąż czapkową pogodę, więc czapkę zrobiłam. Akurat ta czapka jest świetna na obecne +7 stopni. Miło otula, nie grzeje za bardzo. Milutkie mięciutkie zagospodarowanie jednego motka Baby Merino od Dropsa. Mówiąc szczerze jeszcze nigdy nie zrobiłam nic dla siebie z tej włóczki, ale koniecznie muszę nadrobić ten temat, bo to bardzo dobra włóczka.
Wzór jest perfekcyjny - od włoskiego nabierania oczek (dającego "sklepowy wygląd" ściągaczowi), przez subtelny i interesujący wzór na otoku aż do ładnego i sprytnego zakończenia czapki. Żadnych niedoróbek.
No i cóż ja jeszcze mogę dodać? Może tylko to, że jestem przeszczęśliwa z tego powodu, ze od wrzucenia robótki na druty do wrzucenia relacji na blogaska, po drodze z przyzwoitą, choć krótką sesją fotograficzną, nie minął nawet tydzień. A to się ostatnio nie zdarzało. Jest światełko w tym tunelu i chyba to nie pociąg.
Pozdrawiam was, moi czytelnicy i do następnego wpisu.
Subskrybuj:
Posty (Atom)